Uff, dopiero parę dni po
zakończeniu Przystanku Woodstock jestem na tyle wypoczęty, że jestem w stanie
napisać parę słów. Woodstock to coś więcej niż tylko muzyka, chociaż
niewątpliwie stanowi ona o istocie festiwalu. Tym razem nie napiszę ani słowa o
muzyce, moje wrażenia odnośnie występów będą w kolejnym wpisie. Dzisiaj
podzielę się wyłącznie wrażeniami kogoś kto pojechał na Woodstock pierwszy raz,
czyli oczekiwania, oczarowania, rozczarowania i łamanie stereotypów. Miałem to
szczęście, że pojechałem z ludźmi, którzy byli już na festiwalu nieraz. W tym
miejscu jeszcze raz dziękuję za pomoc we właściwym odnalezieniu się w nowej
rzeczywistości 😊
Dojazd z Lublina do
Kostrzyna zajął nam ok 10 godzin, z czego godzinę spędziliśmy w Warszawie, a około dwóch godzin przed samym wjazdem do Kostrzyna, gdzie porobiły się
ogromne korki. Ogólnie podróż Autostradą Wolności A2 jest całkiem przyjemna.
Niech żyje Słońce Peru! Niech żyje najbogatszy Polak! 😉 Jedyny minus to dość wysoki koszt,
który jednak rozłożony na kilku pasażerów dało radę przeżyć. Po zjeździe z
autostrady musieliśmy zatankować na --uwaga reklama—
stacji benzynowej Grupy Pieprzyk. Moc, jakoś, zysk! Nowy właściciel! –koniec reklamy— Ostatnie kilometry to jak już
wspomniałem stanie w korkach i podziwianie pięknego lubuskiego krajobrazu. Ciekawe
widoki potrafią z nawiązką wynagrodzić mniejszą niż na autostradzie prędkość.
Jeszcze tylko zaparkować ze 2 kilometry od pola namiotowego i można dźwigać
klamoty na teren festiwalu.
Dotarliśmy na miejsce już
po zapadnięciu zmroku, ale od razu dało się dostrzec ogrom tego miejsca. Kilka
scen, setki stoisk z piwem i jedzeniem, dziesiątki tysięcy namiotów, wszędzie nieprzebrany
tłum. dawno nie widziałem tylu ludzi w jednym miejscu. W dodatku właściwie
wszyscy są pod wpływem alkoholu, wielu do ciebie zagaduje i czegoś chce. O
dziwo pomimo wielkiego ruchu nie ma u nikogo śladów agresji. Niewątpliwie
jednak pierwsze parę godzin, a nawet cały dzień to wyluzowywanie się ze stresów
dnia codziennego.
Chociaż organizatorzy
festiwalu zapewniają wystarczająco dużo atrakcji, to jednak uczestnicy oddolnie
zapewniają kolejne. Na polu namiotowym tworzą się swoiste wioski, często charakterystycznie
otaśmowane, oflagowane i w inny sposób zwracające na siebie uwagę. W jednej
organizują imprezę z DJem, w drugiej można spróbować woodstockowej shishy, w jeszcze innej pograć
w planszówki lub zwyczajnie pogadać i napić się z ludźmi.
Swoje namioty rozkładają różne
organizacje, od Greenpeace, Rzecznika Praw Obywatelskich, organizacje niepełnosprawnych,
po szkoły tańca, podróżników i studenckie koła naukowe. W każdym odbywają się warsztaty,
wykłady i rozmowy z ciekawymi ludźmi. Można wziąć udział w runmagedonie,
wyścigu kolarskim i meczach piłkarskich. Swój większy namiot nazwany
Przystankiem Jezus rozstawili także księża. Nie sposób wszędzie zajść, każdy
bez problemu znajdzie coś dla siebie.
Jeżeli pokusić się o
jakąś ogólną charakterystykę uczestników Woodstocku to w większości są to na
oko ludzie w wieku 18-25 lat, chociaż nie brakuje też tych starszych.
Uczniowie, studenci, bezrobotni, pracownicy fizyczni i umysłowi, nawet ci na
wyższych stanowiskach. Wszyscy przyjechali, aby chociaż na parę dni oderwać się
od szarej rzeczywistości. Dużo przebiera się w różne stroje, farbuje sobie włosy
i w inny sposób pozytywnie się wyróżnia. Jak już wspomniałem panuje atmosfera
luzu i uśmiechu. Sztywniaki muszą szybko dostosować się do rzeczywistości albo
wykazać się wyrozumiałością. Nie ma żadnej agresji, ani przez chwilę nie czułem
się zagrożony, czego nie można powiedzieć chociażby o imprezach typu dni miasta, czy nawet biletowane koncerty na stadionach. Nikt
się nie przepycha, wszyscy czekają zgodnie w długich kolejkach do kibla i po
jedzenie, dzielą się jedzeniem i używkami. Oczywiście żeby nie robić z
Woodstock jakiegoś spędu kółka różańcowego. Wielu potrafi być irytujących,
głośnych, czasem na granicy chamstwa, ale wynika to raczej z chwilowego
zapomnienia,
a nie świadomego działania.
a nie świadomego działania.
Jeżeli chodzi o otoczkę
polityczno-światopoglądową to hasła są niezmienne od lat. Miłość, przyjaźń,
tolerancja, wolność jednostki i wszystko co jest z nimi związane. Nie ma żadnej
agitacji na rzecz jakiejkolwiek partii, poglądów, chociaż w świetle ostatnich
wydarzeń daje się odczuć, że partia Kaczora nie jest tu uwielbiana. Wydaje mi
się, że każdy kto potrafi samodzielnie myśleć i nie daje się prowadzić za rękę demagogom
odnajdzie się na Woodstocku bardzo dobrze. Ludzie mają różne poglądy, jest
miejsce na dyskusję, ale nie na obrażanie i pogardę. Oczywiście kto chce się
jedynie dobrze bawić bez sporów światopoglądowych również może to robić. Media
robią niestety wiele złego swoimi kłamstwami. Czytając niektóre artykuły
(zarówno pochwalne jak i negatywne) odnoszę wrażenie, że chyba mówimy o innym
festiwalu.
Jeżeli słyszałeś o
brudzie na festiwalu to jest w tym sporo prawdy. Toalet jest za mało, są zbyt
rzadko czyszczone i opróżniane. Przez to nierzadko ludzie załatwiają się gdzieś
na terenie festiwalu. Na szczęście stali bywalcy wiedzą gdzie i o której porze
chodzić żeby było i czysto i komfortowo 😊 Wszędzie
jest dużo śmieci, zwłaszcza aluminiowych puszek po piwie, z których miejscami
tworzy się nawet swoisty dywan. Ludzie starają się grupować śmieci w workach
przy namiotach, problem w tym, ze nie ma za bardzo kontenerów, gdzie można je
wyrzucić. Dbanie o higienę jest jak najbardziej możliwe, chociaż jeżeli ktoś
chce wziąć ciepły prysznic musi odstać swoje w długich kolejkach. Rozwiązaniem
jest mycie się pod zimnymi kranami, kolejki praktycznie żadne, a umyć się można
w całości bez problemów. Powyższe rzeczy stanowią pewną niedogodność, chociaż większość
raczej przyjeżdżając tutaj wie czego się spodziewać, przez co łatwiej
przygotować się psychicznie.
Zwolennicy Przystanku
Woodstock mówią, że na ten festiwal się wraca. Niewątpliwie znaczna część
uczestników przyjechała kolejny raz. Osobiście nie powiem, że na 100% tam
jeszcze wrócę, ale na bank nie żałuję, że przyjechałem. Może o 10 lat za późno,
ale lepiej późno niż wcale 😊