piątek, 29 lipca 2016

Ekonomia dobra i zła - Tomáš Sedláček

Na początku był Epos o Gilgameszu. Powstał w XIV wieku p.n.e. i opisywał poszukiwanie tajemnicy nieśmiertelności przez legendarnego Gilgamesza, władcę sumeryjskiego miasta Uruk. Gilgamesz chciał zbudować wielki mur wokół miasta, dlatego bezustannie zmuszał mieszkańców do pracy. Rodzina, przyjaciele, odpoczynek, to wszystko stanowiło dla niego stratę czasu, który można było przeznaczyć na realizację celu. Bogowie odpowiedzieli na skargi mieszkańców i zesłali na Ziemię Enkidu - dzikiego, niecywilizowanego potwora, który miał zabić Gilgamesza.

Potem był Stary Testament. Wszyscy znamy opowieść o Adamie i Ewie, którzy zostali wygnani z Raju, o Abrahamie kupującym od jednego ze szczepów Kanaanu grób dla swojej zony Sary albo o Józefie, który radzi faraonowi jak przetrwać 7 lat nieszczęść po 7 latach dobrobytu. Wreszcie Bóg dał Żydom X przykazań, których przestrzeganie miało zagwarantować zbawienie.

Bardzo ważny był rozwój greckiej filozofii, coś co podłożyło fundament pod rozwój człowieka. To nic, że poszczególne szkoły często zaprzeczały same sobie. Stoicy ze swoim sumiennym wykonywaniem obowiązków, wiarą w cnotę, a z drugiej strony hedoniści ze swoim uwielbieniem przyjemności i pochwałą egoizmu.

Chrześcijaństwo bardzo często odwołuje się z kolei do przypowieści z Nowego Testamentu. Wdowi grosz, oddzielenie ziarna od plewów, płacenie podatków Cezarowi oraz przez Mateusza na rzecz świątyni. Chyba po raz pierwszy w historii biedni nie zasługiwali na potępienie, a mogli dostąpić zbawienia. Zbawienie ma zostać osiągnięte poprzez miłowanie innych jak siebie samego.

Bajka o pszczołach napisana przez Bernarda Mandeville'a to historia o ulu, z którego usunięte zostały wszelkie ludzkie wady, a wszystkie pszczoły zaczęły postępować prawie i uczciwie. Mandeville to prekusrsor teorii o "niewidzialnej ręce rynku" i przełożeniu indywidualnych wad ludzkich, takich jak egoizm, na publiczne dobro. Bajka o pszczołach na pewno zagości jeszcze na tym blogu :)
Wreszcie docieramy do filozofów nowożytnych: A. Smith, I. Kant, J. Locke, B. Mandeville, F. Nietsche. Różnie postrzegali człowieka. Jedni jako z natury dobrego, który realizuje się przez współdziałanie z innymi ludźmi, do złego z natury, który troszczy się tylko o siebie i swoje potrzeby. 

Nie bez powodu opisałem powyższe historie, epoki i filozofów. Tomáš Sedláček w Ekonomii dobra i zła prowadzi czytelnika od początku ludzkości i stara dotrzeć się do tego czym istotnie jest ekonomia. Pokazuje, że ekonomia to tak naprawdę nauka stricte o człowieku i jego działaniach, a te postrzega się jako dobre lub złe. Gdy przedsiębiorca buduje nowe zakłady, wprowadza na rynek innowacyjne produkty, które cieszą się powodzeniem, to jest postrzegany jako dobry. Z kolei gdy podnosi ceny swoich towarów, zwalnia ludzi, aby optymalizować koszty, jest postrzegany jako zły. Oczywiście punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i część ludzi może te same zachowania postrzegać zupełnie inaczej.

Ekonomia dobra i zła odnosi się również do etyki przy okazji relacji społecznych. Czy wyżej powinno się cenić dobro ogółu, czy dobro jednostki? Czy egoistyczne zachowania każdego człowieka mogą przynieść korzyść wszystkim, czy może władza powinna hamować ludzkie żądze i sprawiedliwie rozdzielać dochód? Tak naprawdę spór o te kwestie trwa do dzisiaj. Jakkolwiek są przykłady krajów, które są bogate w jednym i w drugim modelu, to zawsze jednak na końcu najistotniejsza będzie kwestia, czy jest to dobre i złe.

Przykładowy wykres ekonomiczny


Skoro ekonomia to w dużej mierze ocenianie poszczególnych zachowań jako dobrych i złych, to tym bardziej ciężko zrozumieć jedną rzecz. Jakim kurwa cudem dzisiaj ta dziedzina została sprowadzona praktycznie wyłącznie do liczb, wykresów i nierealistycznych modeli? Wydaje mi się (i w dużej mierze podobnie pisze Tomáš Sedláček w swojej książce), że matematyka, chociaż przydatna, pozostanie jednak tylko metodą, a nie wytłumaczeniem wszystkich problemów. Liczby i działania są tak naprawdę tylko wytworem ludzkiego umysłu i poza nim nie istnieją. Nie można więc ludzkich zachowań opisać matematyką.

Ekonomia dobra i zła porusza przy okazji parę innych ciekawych wątków, jak np. postrzeganie świata przez różne kultury, idea postępu, wzrostu gospodarczego, czy cykli koniunkturalnych. Całość dobrze się czyta, temat jest przedstawiony bardzo przystępnie. Czasami może autor za bardzo zagłębia się w filozoficzne rozważania, ale na końcu każdego rozdziału są główne wnioski, więc łatwo można się odnaleźć. Nie podoba mi się również w Ekonomii dobra i zła cytowanie Marxa (na śmietnik historii z nim) i J.M. Keynesa, którego poglądów kompletnie nie podzielam, a pojawiają się dosyć często. Rozumiem jednak, że Sedláček chciał przedstawić różne punkty widzenia, dlatego mogę to wybaczyć :)


Źródła zdjęć:

1. lubimyczytac.pl
2.czeluścia internetu
3. wojciechbialek.blox.pl
 





niedziela, 24 lipca 2016

22.07.2016 - Pierwsze spotkanie "Czytaj i pij!"

Po opublikowaniu wpisu z propozycją stworzenia klubu dyskusyjnego o książkach w Lublinie, który ma się opierać na dość towarzyskich zasadach (http://zakatek-arrasa.blogspot.com/2016/06/klub-ksiazkowy-czytaj-i-pij.html), otrzymałem dużo pozytywnego odzewu. Wiele osób było zainteresowanych uczestnictwem lub chociaż doceniło, że coś fajnego się dzieje w Lublinie. Trzeba było kuć żelazo póki gorące, dlatego wyznaczyłem termin pierwszego spotkania na 22 lipca (za komuny wszystkie inwestycje otwierano właśnie w tym dniu). Wóz albo przewóz. Pomysł, który nie jest realizowany, szybko zostanie zapomniany. Chciałem pokazać, że możemy to zrobić :) Pomimo, że mamy teraz okres wakacyjny i wiele osób wygrzewa się gdzieś na plaży w tropikach, kilka osób znalazło czas, aby wpaść :)


Zaczęliśmy o 19 w Między Słowami, ale towarzystwo dość wolno się schodziło. Aby umilić sobie oczekiwanie zaczęliśmy grać w Scrabble. Po jakimś czasie przenieśliśmy się do Blues Brothers na ul. Kościuszki i tam już w komplecie rozpoczęliśmy dyskusję na temat Mistrza i Małgorzaty. Nie ma co ukrywać, że po paru wypitych wcześniej piwach nikt nie krępował się wypowiadać ;) Dość zgodnie doszliśmy do wniosku, że Mistrz i Małgorzata zajebista książka i przeczytanie jej nie było stratą czasu. Po omówieniu kilku tematów pobocznych (np. istnienie Boga, socrealizm, szalone akcje świty Wolanda) zakończyłem dyskusję i zarządziłem głosowanie nad następną książką, o której będziemy gadać na następnym spotkaniu.

Tutaj spokojnej dyskusji już nie było, bo oczywiście nie mogło jej być :) Każdy miał swoją propozycję i chciał ją przeforsować. Padło pięć propozycji:

1. Metro 2033 - Dmitrij Glukhovsky;
2. On wrócił - Timur Vermes;
3. Hyperion - Dan Simmons;
4. Boso, ale w ostrogach - Stanisław Grzesiuk;
5. Coś jeszcze, ale już nie pamiętam.

Do wyboru odpowiednio: postapokalipsa w moskiewskim metrze, satyra na współczesne Niemcy oczami Hitlera, która obudził się w naszych czasach, wielowątkowe science-fiction ze współczesnym przesłaniem oraz opowieść warszawskiego cwaniaczka o przedwojennej Pradze. Do wyboru do koloru. W demokratycznym głosowaniu zwyciężyło Metro 2033 (chociaż On wrócił też miało wielu zwolenników) i to o tej książce pogadamy sobie na kolejnym spotkaniu pod koniec sierpnia. 

Zachęcam wszystkich do lektury i do zobaczenia wkrótce :)



środa, 6 lipca 2016

Gra o tron. Czy warto sięgnąć po książkę?



Ostatnio obejrzałem ostatni odcinek 6 serii Gry o tron. Zdecydowanie nie zawiodłem się na nim. Było sporo zwrotów akcji, zabito wiele postaci i przy okazji zakończono parę wątków. Końcówka to cliffhanger, który ostrzy nam apetyty na kolejny sezon. Twórcy serialu serwują nam kawał dobrej rozrywki, szkoda, że na kontynuację musimy czekać kolejny rok.

Nie byłoby tak dobrego serialu, gdyby nie George R.R. Martin, który jest autorem Sagi Pieśni, Lodu i Ognia (czytaj Gry o tron). Obecnie składa się ona z 8 książek: Gra o tron, Starcie królów, Nawałnica mieczy (2 tomy), Uczta dla wron (2 tomy) i Taniec ze smokami (2 tomy). Może w oczekiwaniu na kolejny sezon, warto sięgnąć po historię opowiedzianą na papierze?

Odnosząc się do tytułowego pytania, nie można sięgnąć do argumentu, że "poznasz dalszą część historii". Niestety Martin przez parę lat opierdalał się kompletnie i nie skończył jeszcze kolejnego tomu, który ma mieć tytuł Wichry zimy. Nie zrozumcie mnie źle. Nie siedział na dupie, tylko pomagał przy produkcji serialu, uczęszczał na różne spotkania, generalnie monetyzował swoje największe dzieło.  Przez ostatni rok skupił się wreszcie na pisaniu i podobno do końca roku książka ma zostać wydana. Jest już nawet parę dostępnych fragmentów, jeden przetłumaczony, dostępny pod tym linkiem: http://westeros.pl/rozdzial-z-wichrow-zimy-theon-wersja-pl/ Ciekawie brzmią zapewnienia autora, że opowieść pójdzie trochę inaczej niż w serialu. To sprawi, że będzie można jeszcze bardziej cieszyć się przyjemnością z lektury, gdyż nie będziemy wiedzieli co się wydarzy.

Generalnie ciężko w przypadku Gry o tron prowadzić dyskusję, czy lepszy jest serial, czy książka. Jakoś nigdy nie słyszę takich pytań w przypadku teatralnych adaptacji dramatów Szekspira. Sztuka spisana na papierze to jedno, a wystawienie na scenie to drugie. Zmienia się scenografia, bohaterowie, ten sam pozostaje zazwyczaj finał i przesłanie. Z dobrej książki może powstać chujowa adaptacja (jak np. Diuna Franka Herberta) i odwrotnie. Z marnej książki może powstać całkiem interesujący film (tutaj niestety nie potrafię sobie przypomnieć na szybko jakiegoś konkretnego tytułu, niech będzie, że Dziennik Bridget Jones). Na szczęście w przypadku Gry o tron zarówno serial, jak i książka stoją na najwyższym poziomie. To rozrywka przez duże R.

O serialu można przeczytać w wielu miejscach, pewnie wielu dyskutowało o najnowszych odcinkach. Nie będę pisał tutaj więcej o serialu, bo praktycznie wszystko zostało już powiedziane. Jest sporo memów jak i poważnych dyskusji. Co natomiast z książką? Dlaczego wg. mnie także warto się z nią zapoznać? Pominę argumenty w stylu "rozbudowany świat", "dbałość o szczegóły", czy "ciekawa historia". Mam po prostu kilka luźnych przemyśleń.

1) Narracja z punktu widzenia różnych bohaterów.

Pozwala to nam na spojrzenie na wydarzenia z różnej perspektywy. Możemy zobaczyć co kieruje poszczególnymi bohaterami, jak postrzegają świat i inne postacie. Szybko okaże się, że podział na złych Lannisterów i dobrych Starków nie ma racji bytu. W serialu oczywiście też mamy sceny skupiające się na konkretnych osobach, ale narracja jest raczej obiektywna.

2) Głębsze postacie.

Konsekwencja punktu 1. Jest po prostu więcej miejsca, aby nadać postaciom głębi. Autora nie ogranicza czas odcinka, ani budżet. W książce Jamie Lannister (zwłaszcza on), Jon Snow, czy Stannis są jak dla mnie bardziej ciekawymi i złożonymi postaciami. Także Brienne z Tarthu sporo zyskuje. Za to tak samo nudny jest wątek Sama (a szkoda, bo sama postać jest ciekawa). Nie jest to jednak regułą, bo np. Olenna i Margery Tyrell albo Sansa Stark ciekawsze są dla mnie w serialu.

3) Więcej bohaterów.

Victarion Greyjoy, Mokra Czupryna, Lady Stonehearth, pewien Targaryen, kilku bękartów króla Roberta i jakieś dziesiątki innych. Nie ma ich w serialu, a w książkach pojawiają się. Może nie wszystkie odgrywają wiodącą rolę, ale na pewno sprawiają, że świat jest bardziej rozbudowany.

4) Starcza na dłużej.

Przeczytanie kilku książek, każda po kilkaset stron, zajmuje trochę czasu. Mi to zajęło 2 miesiące, mimo, że czytałem codziennie po kilka godzin. Lektura wciąga i można spędzić miło czas. W sam raz, aby doczekać się kolejnego sezonu w serialu.