sobota, 22 lipca 2017

Chester Bennington - wspomnienie


W czwartek gdzieś na jakiejś amerykańskiej stronce o muzyce przeczytałem, że nie żyje Chester Bennington - wokalista Linkin Park. Początkowo miałem nadzieję, że to zwykły fake news jakich pełno ostatnio w internecie. Niestety wiadomość została potwierdzona, kolejny wielki odchodzi z tego świata. Nie wiem jakim był człowiekiem, bo nie interesowały mnie jakoś plotki na temat jego życia. Nie jestem typem fana, który zna na pamięć biografie swoich ulubionych muzyków. Mimo tego odczuwam smutek z powodu jego śmierci i mam poczucie straty kogoś ważnego. Zwyczajnie szkoda, że Bennington już nigdy więcej nie stworzy nic z Linkin Park i w innych projektach. Dlatego poczułem potrzebę napisania paru słów. Będzie też relacja z koncertu sprzed 10 lat.


Linkin Park to jeden z pierwszych zespołów, które zacząłem świadomie słuchać. Zamówiłem u pirata najpierw Hybrid Theory, potem Meteorę i godzinami słuchałem tych płyt na odtwarzaczu. Zacząłem wciągać się nie tylko w metal jako muzykę, ale generalnie jako styl życia :) Od Linkin Park zacząłem odkrywać inne ciężko grające zespoły, z czasem zapuściłem długie włosy, zmieniłem garderobę na czarną i sięgnąłem po wiosło, by móc samemu coś zagrać. Nie jest tak, że od tamtego czasu ten zespół zawsze gości na mojej playliście. W między czasie odkrywałem bardziej ambitną muzę i ta LP wydawała mi się przy niej gorsza, innym razem miałem już powyżej uszu numetalu. Kiedy jednak po dłuższej przerwie odpalałem którąś z płyt LP, pozytywne emocje bardzo szybko wracały i ponownie doceniałem ten zespół.

W 2007 r. miałem wreszcie okazję zobaczyć ich na żywo w Chorzowie. Był to ich pierwszy koncert w Polsce. Nie przyjechali jako gwiazda, ale jako support dla Pearl Jam. Akurat w tamto lato w Chorzowie miało zagrać również Red Hot Chilli Peppers. Nie miałem niestety wystarczająco kasy (bilet na każdy z koncertów kosztował zawrotne 120 zł) i czasu (pierwsza praca) na oba koncerty. Ogłoszenie, że obok Pearl Jam wystąpi również Linkin Park przekonało mnie żeby pojechać właśnie na ten gig. Jechałem z Lublina busem pełnym dziadków (w wieku 25-30 lat :D), ortodoksyjnych fanów Pearl Jam i grunge'u, którzy albo nie znali Linkin Park albo gardzili tą kapelą niemiłosiernie (zapomnieli czasy, kiedy to ich muza była uznawana za chujowe popłuczyny po porządnym rock'u). Pojawiały się głosy, że pewnie zostaną wygwizdani albo zostaną chłodno przyjęci. Bardzo się mylili :)


Koncerty supportów mają swoją specyfikę. Grają najczęściej za dnia, bez efektów świetlnych i innych bajerów, nagłośnienie jest gorsze niż głównej gwiazdy. Przede wszystkim jednak wychodzą przed publikę, która w większości przybyła oglądać kogoś innego. Support musi z zaangażowaniem pokazać, że jego muzyka broni się i przekonać do siebie. Mimo, że warunki były dość trudne Linkin Park pozamiatali swoim występem. Chester wokalnie wspinał się na wyżyny, Mike Shinoda miał dobry kontakt z publiką, reszta muzyków również dała z siebie wszystko. Nie brakowało opinii, że ich występ był lepszy niż Pearl Jam (chociaż jak dla mnie to trochę inny rodzaj muzyki i ciężko porównywać obydwa koncerty). Playlistę wypełniły kawałki z dwóch pierwszych płyt i kilka z nowej wówczas Minutes to midnight. Zaczęli z grubej rury od One step closer, potem nie zabrakło również innych moich ulubionych kawałków jak Faint, Points of authority czy Breaking the Habit. Wszyscy bawili się zajebiście, również zespół był zadowolony i obiecał wrócić szybko do Polski (co potem robił wielokrotnie). Szkoda, że nie zobaczę już jak grają na koncercie jako główna gwiazda z pokaźnym muzycznym dorobkiem, z drugiej strony


No, ale Bennington to nie tylko Linkin Park. Zanim tam dołączył był wokalistą Grey Daze, gdzie również pokazał swoje możliwości. Twórczość tego zespołu miałem okazję poznać dzięki piratowi, który dopakował do mojej wersji Meteory mnóstwo bonus track'ów. Widać wiedział jak zadbać o zadowolenie klientów :) Muzyka trochę inna niż Linkin Park, bardziej podchodząca pod hard rock i grunge, warto się z nią zapoznać. W tym roku miała być reaktywacja zespołu, szkoda, że nie dojdzie do skutku. Przez dwa lata był również wokalistą Stone Temple Pilots. Nagrał z nimi wspólną EPkę i materiał na nowy album, który jednak ostatecznie nie został wydany. Możliwe, ze po śmierci Benningtona się to zmieni, w końcu nic tak nie napędza sprzedaży płyt jak śmierć.


Wyrażenie o kimś ciepłych słów po śmierci to duża forma uznania, jednak mimo wszystko nie tak jak zrobienie tego za życia. Warto doceniać ludzi kiedy są na tym świecie, nawet za najdrobniejsze rzeczy.

1 komentarz:

  1. Dzięki za wyważony tekst. Z Chorzowa mam przeciwne wspomnienie... Zespół dał z siebie wszystko - jak zawsze, nigdy nie "odwalali" koncertów - ale wrażliwiec Bennington był rozgoryczony, to był 2007 rok i myślał pewnie, że będzie lepiej powitany... "Wyrobiona" chorzowska publika matalowa dała im szkołę - niesłusznie. Były złośliwe komenty z widowni o Chesterze typu: "chłopak daje radę". W pewnej chwili Chester powiedział nawet "Wiem, że wszyscy czekacie na Pearl Jam. Cierpliwości, musicie jeszcze wytrzymać parę kawałków". We wszystkich mediach sprzedano to potem jako "hołd oddany starszym kolegom", dlatego warto znać angielski:-). Miałam ochotę walić wszystkich w mordę za chamstwo... Dziś już się zestarzałam, nie jestem taka porywcza:-) Przypomniało mi się tylko, że mijają właśnie 3 lata.

    OdpowiedzUsuń