niedziela, 15 listopada 2020

Wyżynna duma

Dzieciństwo spędziłem na terenach wyżynnych, gdzie wiecznie miałem pod górkę. Nienawidziłem tego. Prosiłem rodziców o przeprowadzkę na niziny, jednak od szczęścia ich syna ważniejsza była praca.

Na studiach pojechałem do Zakopanego z trzema kolegami z samorządu - Rafałem, Damianem i Robertem. Chciałem uniknąć tej wyprawy, ale byłem przewodniczącym i nie mogłem odmówić. Wpinaliśmy się trasą na Morskie Oko, gdy w połowie trasy zorientowaliśmy się, że idzie za nami niedźwiedź. Niech to szlak! Po chwili zaczął biec w naszą stronę i rozpoczęła się brutalna walka o przeżycie.

Pierwszy został zjedzony Rafał z Elbląga, który był już zbyt wyczerpany dotychczasową, morderczą wspinaczką. Po dziesięciu minutach niedźwiedź dopadł Damiana z Warszawy. Byliśmy przerażeni jego wołaniami o pomoc, ale jednocześnie wiedzieliśmy, że zyskaliśmy trochę dodatkowego czasu na ucieczkę. Intensywnie motywowałem Roberta z Łodzi do maksymalnego wysiłku. Trzymał się dzielnie kolejne pół godziny, jednak w końcu bestia pożarła i jego. Myślałem, że moja śmierć to tylko kwestia czasu, jednak nie chciałem się poddać bez walki. Minąłem Morskie Oko, Czarny Staw, a niedźwiedź dalej nie mógł mnie dogonić. W końcu przy podejściu na Rysy brunatny drapieżnik odpuścił.

Było mi smutno, że straciłem trzech kolegów z roku, ale jednocześnie odkryłem dumę i szacunek do samego siebie. Gdyby nie egoizm moich rodziców, dzisiaj nie mógłbym się podzielić tą historią. Życie jest jednak pełne niespodzianek. 

 

 

sobota, 7 listopada 2020

Śmierć i życie wielkich miast Ameryki - Jane Jacobs

Nic nie oddaje lepiej postawy życiowej ludzi i panujących w danym okresie warunków niż wygląd miast. W czasach, gdy występowały częste konflikty budowano forty i mury, natomiast kiedy zrobiło się bezpieczniej zaczęto stawiać budynki poza nimi. Gmachy publiczne w państwach o zapędach mocarstwowych mają dobitnie o tym świadczyć, co innego w państwach bez takich ambicji. Po sposobie zabudowy ulic można poznać, czy ceni się relacje międzyludzkie, czy bardziej chce się od ludzi odseparować.

Śmierć i życie wielkich miast Ameryki jest określana jako biblia dla zainteresowanych architekturą, planowaniem przestrzennym i miejskim aktywizmem. Powstała na początku lat 60. XX wieku, ale już wtedy idealnie zdiagnozowała trudności, które do dzisiaj trapią duże miasta Stanów Zjednoczonych. Bardzo duże odległości, których nie da się pokonać inaczej niż samochodem, wyparcie małych sklepów i punktów usługowych przez wielkie centra handlowe, brak przyjaznych publicznych przestrzeni. Niektóre dzielnice zdegradowały się znacząco pod względem bezpieczeństwa, stając się siedliskiem przestępczości.

Czynników powodujących te negatywne zjawiska jest bardzo dużo i wzajemnie na siebie wpływają. Upadek dzielnicy jest nierozerwalnie związany z upadkiem relacji międzyludzkich. Dobrze funkcjonująca społeczność jest możliwa jedynie wtedy, gdy ludzie się znają (choćby z widzenia), ufają sobie i chcą mieć kontrolę nad tym co się dzieje w okolicy. Trudno jednak o zaistnienie takich warunków, gdy rozpadają się więzy rodzinne, polityka państwa dyskryminuje osoby ze względu na rasę czy klasę społeczną, a wyróżniające się jednostki wyprowadzają się za miasto. Nie można pominąć polityki miasta względem dzielnicy, np. czy jest dobrze skomunikowana z innymi częściami miasta, czy istnieje w niej różnorodność funkcji (mieszkaniowa, handlowa, usługowa), czy uwzględnione są interesy wszystkich grup wiekowych. 

W tak skomplikowanym organizmie nie sposób wskazać jednego skutecznego lekarstwa na wszystkie bolączki. Potrzeba odpowiedniego planowania na poziomie miasta, właściwie prowadzonej polityki społecznej oraz stwarzania warunków do oddolnej inicjatywy samych mieszkańców. W Stanach Zjednoczonych nie do końca poradzili sobie z diagnozą Jane Jacobs (z nielicznymi pozytywnymi wyjątkami). Polska chociaż może uczyć się na błędach państw zachodu, zdaje się bezmyślnie powtarza rozwiązania, które wyrządziły tkance miejskiej tyle szkód. Wciąż niestety pokutuje myślenie, że to człowiek ma się dopasować do budynków, a nie na odwrót.



Zdjęcie: https://pixabay.com/pl/photos/nyc-nowym-jorku-ameryka-usa-miasta-4854718/

niedziela, 25 października 2020

HIPOKRYZJA. Nasze relacje ze zwierzętami - Andrzej Kruszewicz

Istnieją takie książki, które wiesz, że warto przeczytać, ale odkładasz tę chwilę najdłużej jak się da. Lista pozycji wydłuża się a Ty zaczynasz mieć w końcu wyrzuty dlaczego jeszcze się do tego nie zabrałeś. Bo trudny temat? Bo nie będzie lekko, łatwo i przyjemnie?

W książce dyrektora warszawskiego zoo - Andrzeja Kruszewicza już sam tytuł bije po oczach i powoduje dyskomfort. Hipokryzja to wg. Wikipedii: fałszywość, dwulicowość, obłuda. Zachowanie lub sposób myślenia i działania charakteryzujący się niespójnością stosowanych zasad moralnych. Sprawa robi się jeszcze bardziej kłopotliwa, gdy taka postawa dotyczy istot żywych. 

Jak zostało to pokazane w Folwarku zwierzęcym G. Orwella, wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze. Wyróżniamy gatunki zwierząt domowych, hodowlanych i takich żyjących dziko. Służą człowiekowi jako źródło pokarmu, skór, wełny, obiektów laboratoryjnych, ale niektóre jako towarzysz domowych zabaw. Nie wszystkie dzikie zwierzęta mają równe prawo do życia. Gdy jedne chroni się przed zabijaniem, zabijanie innych jest postrzegane jako dobry uczynek. 

Autor przedstawił wiele przykładów różnego podejścia ludzi do zwierząt. Podziwiamy ładnego motylka na łące, ale automatycznie likwidujemy mole lub komary. Kupujemy w supermarkecie mięso, które pochodzi od zwierząt z masowych, przerażających hodowli, ale krytykujemy myśliwego, który pozyskał mięso na polowaniu. Chronimy bobry, a zabijamy szopy pracze i norki, tylko dlatego, że postanowiły przybyć z innego ekosystemu. Nawet postępowania wegan nie można nazwać w 100% spójnym. Miliony hektarów lasów wycina się pod uprawę soi. Cały okoliczny hydrosystem degeneruje się przez wielkopowierzchniowe uprawy np. awokado lub palm kokosowych. Poza tym na niewykorzystywanie zwierząt w jakimś stopniu mogą pozwolić sobie jedynie społeczeństwa bogate, a co z miliardami, które nie mogą żyć w tak dobrych warunkach? Widać sympatię autora do łowiectwa, chociaż nie rozpisuje się zbytnio o negatywnych postawach wielu myśliwych.

Niespójność zachowania z wyznawanymi zasadami jest bardzo negatywnie postrzegana przez społeczeństwo i wewnętrznie przez samego człowieka. Z której strony by nie spojrzeć nigdy nie będziemy wobec zwierząt w 100% w porządku. Nie uważam, że zwierzęta są nam całkowicie poddane i możemy robić z nimi co chcemy, ale nie traktuję też człowieka jako jeden z milionów gatunków takich samych jak inne zwierzęta. Autor zauważył, że ludzie, przede wszystkim ci żyjący w miastach, nie mają dzisiaj kontaktu z naturą. Żyjemy w wygodnej bańce cywilizacji i nie zastanawiamy się głębiej nad rzeczywistymi warunkami panującymi w przyrodzie. Weekendowa wyprawa do lasu na pewno dobrze nam zrobi. Większe zainteresowanie powinno być obecne również przy kupowaniu żywności w sklepach. Nie powinniśmy przechodzić obojętnie obok tego jak powstaje nasze jedzenie. 

Po przeczytaniu książki HIPOKRYZJA nie znajdziemy jednego dobrego rozwiązania jak sprawić, aby nasze relacje ze zwierzętami były właściwe. Uważam jednak, że sama świadomość naszej hipokryzji pozwoli na stopniowe uczynienie świata odrobinę lepszym.







niedziela, 18 października 2020

KU KLUX KLAN. TU MIESZKA MIŁOŚĆ - Katarzyna Surmiak-Domańska


Ku Klux Klan (w skrócie KKK) powinien być znany każdemu kto obejrzał jakikolwiek film, którego akcja działa się na amerykańskim południu. Rasistowska organizacja, która prześladowała, a nawet zabijała tych, którzy nie wpasowywali się w jej wzorce. Członkami mogli być wyłącznie biali Amerykanie, uważający się za protestanckich chrześcijan i głoszących prymat białej rasy nad innymi. KKK powstał po zakończeniu Wojny Secesyjnej kiedy południe nie tylko musiało zaakceptować bolesną porażkę, ale również zmierzyć się z zupełnie nową rzeczywistością, gdzie murzyni stali się wolni. Uchwalenie 13. poprawki do Konstytucji Stanów Zjednoczonych znoszącej niewolnictwo nie mogło natychmiastowo zmienić rasistowskich poglądów utrwalonych w południowych stanach przez wieki. Lokalnie wprowadzono szereg ustaw (najważniejszą była tzw. ustawa Jima Crow'a), które dyskryminowały ludność czarnoskórą w dostępie do praw wyborczych, usług, edukacji i sprawowania urzędów. Minęło jeszcze 100 lat zanim udało się przynajmniej formalnie zrównać status wszystkich obywateli USA niezależnie od koloru skóry. KKK przez ten czas dbał o to, aby wszystko zostało po staremu. Organizacja była zarówno liczna (w szczytowym momencie nawet 5 milionów członków) jak i wpływowa (w jej szeregach byli senatorowie, sędziowie, ludzie zamożni).

Po zniesieniu segregacji rasowej liczba członków zaczęła spadać. Nie oznacza to jednak, że KKK nagle przestało istnieć. Również dzisiaj w USA działa wiele organizacji, które nawiązują do spuścizny KKK. Każde stowarzyszenie jest od siebie niezależne, łączy je jedynie tożsamość wyznawanych wartości i symbolika. Ktoś zapyta, jakim cudem pozwala się, aby mogła działać jawnie rasistowska organizacja? Witamy w USA, kraju, gdzie wolność słowa i wolność wyznawania poglądów wciąż nie są pustymi deklaracjami a fundamentem demokracji. Gdzie żaden urzędnik nie będzie decydował, które poglądy można głosić, a które nie. Nie do pomyślenia jest tam zakazywanie przeciwnych ideologicznie marszów tylko dlatego, że akurat inna ekipa jest u władzy. 

Pomimo wolności działania do KKK nie zapisuje się miliony członków jak dawniej. Upływ kilkudziesięciu lat i zmiana mentalności ogółu społeczeństwa sprawiła, że przynależność do tej organizacji nie jest czymś czym można się chwalić. Wolność głoszenia idei nie powoduje automatycznie, że wszyscy się do niej przekonają. Jest wręcz przeciwnie. Chcesz pokazać, że ktoś jest głupcem? Pozwól mu mówić.

Autorka w swojej książce daje się swobodnie wypowiedzieć członkom aktualnego KKK. Dowiemy się zatem skąd wzięły się u nich rasistowskie poglądy, jak je uzasadniają, jak widzą przyszłość USA. Ciekawe są przemyślenia członków klanu na temat wytłumaczenia sprzeczności jakie zachodzą pomiędzy wyznawanymi przez nich wartościami chrześcijańskimi a jawną pogardą do osób innej rasy lub przekonań. Klansmeni moim zdaniem nie prezentują się w książce jako silni i dumni, ale pełni strachu, uprzedzeń, przyjmujący tylko proste wytłumaczenia i nie próbujący zrozumieć innego człowieka. Wszystko to jest im wpajane od wczesnego dzieciństwa. Te wszystkie negatywne cechy kontrastują jednocześnie z pewną przyzwoitością i uprzejmością jaką prezentują na co dzień wobec innych ludzi, m. in. wobec samej autorki książki. Można odnieść wrażenie, że są to ludzie bardziej zagubieni niż źli z natury. Znamienne, że większość z nich nigdy nie wyjechała na dłużej poza swój stan i nie mogła zetknąć się z bardziej skomplikowanymi relacjami międzyludzkimi.

Wielką zaletą książki jest to, że autorka nie próbuje narzucać swojej wizji świata i daje dojść do samodzielnych wniosków czytelnikowi. Członkowie KKK pozwolili jej na swobodne rozmowy z nimi, w zamian oczekiwali jedynie, że kierują się własnym honorem będzie pisała prawdę. Myślę, że po przeczytaniu książki nie mogliby mieć do Katarzyny Surmiak-Domańskiej żadnych pretensji.




zdjęcie: https://media.npr.org