piątek, 29 kwietnia 2016

Człowiek, wolność i własność. Prawo - Frederic Bastiat.

"To chyba był ten młody socjalista, dlaczego Bastiatem nie dałaś mu więc w pyska?",  Kelthuz - Karyna song



Według ostatnich rankingów Polska przoduje w produkcji aktów prawnych. W samym 2014 roku weszło ich w życie 1995 - to ponad 25 tysięcy stron maszynopisu. Ktoś kiedyś przyjął założenie, że ustawodawca jest racjonalny i wie co robi. Niestety znaczna część przepisów tworzonych przez parlamentarzystów jest pisana bez większego przemyślenia. Nie tylko zwykli ludzie, ale nawet prawnicy mają problem z ich zrozumieniem. Przede wszystkim jednak państwo z uporem maniaka bierze się za regulowanie rzeczy, od których powinno się trzymać z daleka. Już absolutni władcy epoki oświecenia mieli ciągotki do mieszania się we wszystko co się dało i regulowania każdego możliwego przypadku. Niewiele jednak rzeczy wyrządziło przyszłemu prawodawstwu takiej szkody jak zrobiła to ideologia socjalizmu.



Frederic Bastiat w swoim dziele Prawo rozprawia się ze wszystkimi ułomnościami socjalistycznego myślenia o prawie. Nie jest to rozbudowany traktat filozoficzny zrozumiały tylko dla wybranych. Prawo zostało wydane jako broszura kierowana do zwykłych ludzi – krótka i konkretna. Chociaż Prawo powstało ponad 150 lat temu, niewiele poglądów w nim zawartych zdezaktualizowało się, a patrząc na to jakie były skutki socjalizmu i komunizmu dla państw Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski, można powiedzieć, że było to dzieło prorocze.

Prawo w rozumieniu Frederica Bastiata powinno być sprawiedliwe. Niby oczywistość, ale co tak naprawdę się pod tym kryje? Prawo sprawiedliwe to takie, które chroni trzy wartości. Po pierwsze życie, po drugie własność, po trzecie wolność. Nierozłącznie związane są one z indywidualną naturą człowieka.

Każdy z nas ma naturalne prawa – od Boga – do obrony swojej osoby, swojej wolności, i swojej własności. Te są trzy zasadnicze wymagania dla utrzymania życia, i zachowanie z któregokolwiek z nich jest całkiem zależne od zachowania dwu pozostałych. Czym są nasze uzdolnienia jeśli nie rozszerzeniem naszej indywidualności?”Prawo, F. Bastiat

Każdy człowiek ma prawo do obrony swojego życia, wolności i własności, nawet przez użycie siły fizycznej.  Grupa ludzi na danym terenie organizuje wspólną władzę, aby bronić sprawiedliwości sukcesywnie i dla wszystkich. Państwo ma działać jedynie jako zastępca przy obronie praw jednostki, stosuje wspólną siłę w zastępstwie indywidualnej siły każdego obywatela. Nie muszę cały czas żyć w strachu, że ktoś będzie chciał naruszyć moje prawa, bo oczekuję, że państwo zapewni mi ochronę. Tylko tyle i aż tyle. Tym właśnie powinno być prawo. Niestety dzisiaj mamy do czynienia z kompletną deprawacją i wypaczeniem idei prezentowanych przez Bastiata.

Za zbyt intensywną obronę zdrowia i życia przed bandziorem na ulicy możemy sami zostać ukarani. Musimy myśleć, aby użyć „adekwatnych” środków i grzecznie poczekać aż bandzior sam wykona pierwszy atak (możemy odeprzeć atak, nie możemy go wyprzedzić). Tak właśnie prawo zamiast ofiary faworyzuje przestępcę. My musimy się martwić, zastanawiać się, chociaż ktoś używa siły do ataku, a my dla obrony. Tak wygląda w praktyce obrona życia.

A jak jest z obroną własności? Niestety prawo jest ostatnią rzeczą, która Ci w tym pomoże. Masz swoje mieszkanie i najemca nie płaci czynszu? Nie możesz go tak po prostu wywalić. Musisz spełnić szereg warunków, a nieuczciwy najemca będzie w tym czasie sobie mieszkał i śmiał Ci się w twarz. Przede wszystkim jednak na każdym kroku jesteśmy przez państwo okradani w formie podatków, składek, opłat i innych danin publicznych. Owoce ciężkiej pracy ludzi są następnie przejadane przez pewne uprzywilejowane grupy. Zwykły człowiek z ulicy, który zabiera mi moje pieniądze jest złodziejem, jednak kiedy robi to państwo, nagle wszystko staje się legalne. Legalna grabież. Nie jestem na tyle radykalny żeby postulować zniesienie wszystkich podatków, rozumiem, że państwo musi mieć środki, aby realizować swoje cele. Kiedy jednak czytam, że rocznie około 25 miliardów złotych będzie grabione od jednych obywateli i przekazywane do drugich w postaci programu 500 zł na dziecko, podczas gdy przykładowo na obronność jest wydawane jedynie około 18 miliardów złotych, a na szkolnictwo wyższe około 20 miliardów złotych, trudno nie zastanawiać się, czy wszystko jest w porządku. To jedynie przykład, niczemu nie są winni rodzice korzystający z programu. Powinni jednak sobie zdawać sprawę, że na każdą złotówkę, którą „dostaną”, przypadną pewnie ze trzy, które państwo w różnej formie im zabierze.

W pokera na pieniądze w Polsce nie pograsz. Państwo wie co dla Ciebie dobre.

Wreszcie przechodzimy do największego grzechu socjalistycznego myślenia o prawie. Jest nią nieposzanowanie wolności. Państwo pcha swoje brudne łapska w naszą prywatność i traktuje nas jak małe dzieci. W Prawie doskonale pokazany jest sposób myślenia socjalistycznej władzy o człowieku, jako istoty z natury złej i ułomnej. Wszystko to jednak dla socjalistów żaden problem. Według nich społeczeństwo to bezkształtna masa, którą dzięki przepisom prawa można dowolnie ukształtować. Prawo przestaje być środkiem do ochrony wolności jednostki. Państwo zaczyna się bawić w wychowywanie nas, mówić co jest dla mnie dobre, a co złe. Nie wystarczą rodzice, przyjaciele, społeczeństwo, państwo staje się swego rodzaju „niańką”, która wie co dla nas najlepsze. Chcę napić się piwa na ławce w parku? Nie mogę, bo państwo chce wychować mnie na porządnego człowieka. Chcę żeby moje dziecko uczyło się w domu? Bez nadzoru państwa niemożliwe. Chcę mieszkać w innym mieście? Muszę się grzecznie zameldować. Chcę wyciąć drzewo na swojej działce? Musisz mieć pozwolenie. Chcę zacząć zarabiać na swojej pracy? Nie mogę zanim oficjalnie się nie zarejestruję i nie będę płacił co miesiąc odpowiedniej daniny. Można by tak długo i długo wymieniać. 

Parlament Europejski chce zakazać korzystania z FB i innych portali społecznościowych nieletnim poniżej 16 roku życia. 

Prawo prezentuje ideał państwa, które broni jedynie podstawowych praw człowieka. Państwa, które szanuje indywidualność, wolność i własność. Dzisiaj przepisów jest tak dużo, że zatraciliśmy istotę tego czym jest prawo. Wszystko zostało wypaczone i coś co miało nam służyć, zmieniło się w aparat opresji. Może dzięki lekturze Prawa część z Was uwierzy, że można jeszcze wszystko naprawić. Socjalistom nikt nie dał boskiej mocy. Nie można jednak zaprzeczyć, że to my jako społeczeństwo dajemy im możliwość takiej zabawy w Boga. Pamiętajmy o tym przy najbliższych wyborach.

Na koniec o tym, czym powinno być państwo, wypowiedź osoby, którą podziwiam. Prawo w praktyce, ani utopia, ani relikt sprzed 150 lat :) 


niedziela, 24 kwietnia 2016

Jaka jest Czechia? Zrób sobie Raj - Mariusz Szczygieł

Kto pamięta talk-show "Na każdy temat", który leciał kiedyś na Polsacie? Dzisiaj delikatnie mówiąc "trąci myszką" (patrzcie na to studio i garnitur prowadzącego), ale wówczas był czymś nowym, taką namiastką amerykańskiego late show. Prowadził go Mariusz Szczygieł, początkujący dziennikarz, dzisiaj jeden z guru tego zawodu w Polsce. Jakiś czas temu wyszła jego książka Zrób sobie raj, która opowiada o współczesnych Czechach. Ponieważ mieszkałem tam trochę czasu, bardzo ucieszyłem się z takiego prezentu gwiazdkowego. Przy okazji zmiany skróconej, międzynarodowej nazwy kraju z Republiki Czeskiej na po prostu - Czechię, ten kraj będzie dzisiaj u mnie na rozkładzie.


To jak napisany jest Zrób sobie raj najlepiej opisuje sam autor: "Marzyła mi się książka o moim ulubionym kraju bez napinania się. Żeby nie musiała odzwierciedlać, obiektywizować, syntetyzować. Nie jest obiektywna, nie rości sobie pretensji do niczego. Mówiąc w skrócie - jest to książka o sympatii przedstawiciela jednego kraju do innego kraju.". Czasami nie musząc niczego i do niczego szczególnego nie dążąc można osiągnąć ciekawy efekt. W książce mamy więc najprzeróżniejsze tematy, bardziej i mniej poważne, społeczne i kulturalne, reportaże i zaledwie wzmianki. Chociaż nie, jest jeden temat, któremu Mariusz Szczygieł poświęcił nieco więcej uwagi. To jednak na koniec, a co mamy wcześniej?


Chociażby historię Zbynka Fišera, poety i filozofa, znanego jako Egon Bondy. Postać nietuzinkowa - zagorzały marksista, a jednocześnie opozycjonista tworzący sztukę będącą drzazgą w oku komunistycznej władzy. Wszystko to w czasach najgorszego stalinizmu. Gdy jedynym dozwolonym wtedy nurtem w literaturze i sztuce był socrealizm, on był twórcą... fekalizmu (podstawowe tezy tego nurtu: 1. Wszystko jest gówno warte, 2. Na wszystko się mogę wysrać, 3. Wszyscy mogą mi wylizać dupę). Była to jego odpowiedź na obecne wówczas nachalne propagowanie doktryny marksizmu-leninizmu. Chociaż nie skończył liceum, żył jak przez długi czas jak żul, to nie przeszkodziło mu to zostać wykładowcą na uniwersytecie, szanowanym filozofem i inspiracją dla wielu artystów. Między innymi dla undergroundowego, rockowego zespołu The Plastic People of the Universe, który był z kolei "ulubieńcem" czechosłowackich komunistów w latach 70. Egon Bondy wkurzał więc władzę co najmniej dwie dekady. Miał ciekawe życie i ciekawą... śmierć :)


Albo przybliżenie postaci Davida Černego, współczesnego czeskiego rzeźbiarza. Jego prace są wystawiane w największych światowych galeriach. Jeżeli byliście kiedyś w Pradze to być może widzieliście rzeźbę mężczyzny wiszącego za jedną rękę nad jedną z ulic. Albo rzeźbę wspinającego się dziecka, którą można zobaczyć na praskiej wieży telewizyjnej. To właśnie dzieła Černego. O wielu można powiedzieć, że są dziwne lub kontrowersyjne, ale zawsze z jakimś przesłaniem. Przy okazji same rzeźby są wykonane naprawdę z wielkim kunsztem. Nie znam się na rzeźbiarstwie, ale mi jako zwykłego człowiekowi się podobają.

Taki przystanek autobusowy stworzył Cerny w Libercu
Przy okazji czytania w Zrób sobie raj o Davidzie Černym zdałem sobie sprawę jak wielu ludzi nie potrafi albo nie chce zrozumieć sztuki, na co bardziej kontrowersyjne rzeczy reagując wręcz agresją. Idealnym tego przykładem była zresztą słynna tęcza na Placu Zbawiciela. Černy stworzył swego czasu rzeźbę-fontannę dwóch mężczyzn sikających do basenu w kształcie Republiki Czeskiej. Poza kilkoma skrajnymi grupkami nacjonalistów nikt nie chciał niszczyć rzeźby i wieszać autora. Czy byłoby to możliwe u nas? Według mnie sztuka ma prowokować i dawać do myślenia. Tworząc tylko rzeczy niekontrowersyjne, "ładne", "właściwe" artysta jest nikim więcej jak tylko rzemieślnikiem. Nie jest to oczywiście obraza, tacy ludzie, którzy zaspokajają podstawowe potrzeby estetyczne ludzkości też są potrzebni, ale świat do przodu pchają ci, którzy potrafią burzyć dotychczas utarty sposób myślenia.

Instalacja przedstawiająca stereotypy o poszczególnych państwach UE wywołała niemałe kontrowersje nawet wśród rządów 

Zrób sobie raj prezentuje też kilka innych życiowych tematów z Czechami w roli głównej, chociażby życie rodzinne, czeska polityka, hokej, mentalność zwykłych ludzi, stosunek do zmarłych i pochówków, i wiele innych. Na pierwszy plan wybija się jednak coś co dla nas Polaków, w 90% katolików, najciekawsze. Ateizm i życie bez Boga. W co drugim kościelnym kazaniu słyszymy o tym jakie plagi zejdą na ludzi, na kraj, jeżeli porzucą wiarę i kościół. Jaka część z tego wszystkiego spełnia się w rzeczywistości? Wystarczy spojrzeć na Czechy - kraju gdzie większość ludzi w Boga nie wierzy, albo nie jest on dla nich ważny. Rozmowy Szczygła ze ze zwykłymi Czechami o tym w co wierzą, czym się w życiu kierują, co jest dla nich ważne, pozwalają wyrobić sobie pewien obraz czeskiego życia duchowego. Kilka stron zostało też poświęcone czeskim katolikom. Autor pyta się ich o to, dlaczego wierzą (albo w wielu przypadkach nawrócili się) i jak są odbierani przez resztę społeczeństwa.

Kościół w Pilźnie

Zrób sobie raj to idealne spełnienie założeń autora, czyli przedstawienie Czech jego oczami, ale bez zbędnego filozofowania i stawiania tez. To może już robić czytelnik jeśli tego chce. Najlepiej chyba jednak pojechać pojechać tam na parę dni, niekoniecznie do Pragi i przy jasnym pilsnerze porozmawiać z jakimś Czechem. Ponieważ nasze narody mają różne wady i zalety tematów do rozmów nie zabraknie :)   

Na zdravi!







środa, 20 kwietnia 2016

Bułgaria – klasowy chłopiec do bicia

Prezydent Andrzej Duda jaki jest każdy widzi. Wielu głosowało na niego w II turze i niestety jak do tej pory nie spełnia pokładanych w nim nadziei. Chociaż był kandydatem PiS to jednak posiadał niewątpliwe zalety: prawnik z doświadczeniem wyniesionym z Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, członek Parlamentu Europejskiego, prezentujący wysoki poziom kultury osobistej. Przede wszystkim jednak można było zobaczyć w nim autentyczną chęć działania i troskę o Polskę. Można było mieć podstawy oczekiwać, że sprosta zadaniom prezydenta, które nakłada na niego Konstytucja. Dzisiaj mogę powiedzieć, że Andrzej Duda rozczarował miliony wyborców, którzy mu zaufali. Głównym grzechem pana prezydenta jest oczywiście „brak jaj”, aby postawić  się Jarosławowi Kaczyńskiemu i prowadzić niezależną politykę zgodną z własnym sumieniem i dobrem państwa. Zamieszanie z Trybunałem Konstytucyjnym, bezrefleksyjne podpisywanie przedkładanych mu ustaw i wiele innych spraw zburzyło resztki nadziei, że Andrzej Duda jako prezydent będzie stał na straży Konstytucji. Przypomina mi trochę dobrego i poczciwego chłopaka, który lubi swoją koleżankę z klasy, ale nie robi niczego gdy widzi, jak jego klasowi koledzy ją obmacują i wulgarnie zaczepiają.

Andrzej Duda z bułgarskim premierem Bojko Borysowem

Ale nie o Andrzeju Dudzie chcę dzisiaj napisać tylko o... Bułgarii. Co ma wspólnego nasz prezydent i ten kraj leżący na Bałkanach? Otóż Andrzej Duda wybrał się tam z oficjalną wizytą jako głowa państwa, co nie spodobało się pani Katarzynie Zuchowicz z portalu natemat.pl. Napisała ona artykuł pod tytułem: „Łapówki i bieda, czyli Bułgaria, jakiej nie znacie. Prezydent Duda wzmacnia stosunki z Sofią”. Żeby była jasność, skrytykowała ona nie samą organizację wizyty,  czy jakieś niewłaściwe zachowanie prezydenta w Sofii tylko uwaga… sam fakt, że Prezydent w ogóle złożył wizytę właśnie w Bułgarii. Wydźwięk artykułu jest generalnie taki, że Bułgaria to kraj biedny, skorumpowany, ogólnie mało trendy, a w dodatku… najlepsze zostawię na koniec. Portal Tomasza Lisa od wielu lat dostarcza mi podobnymi artykułami nieprzerwanej porcji śmiechu. „Przecież to ten nawiedzony kłamca Lis, czego Ty oczekujesz?”, usłyszałbym pewnie od wielu osób. Niby prawda, ale podobnie jak Dudę postrzegałem jako polityka na poziomie, tak samo można było powiedzieć kiedyś o Tomaszu Lisie. Było tak dopóki był on jeszcze dziennikarzem, bo później zmienił się w zwykłego klakiera i propagandystę, który utracił kontakt z rzeczywistością. Natemat jest kreowane na portal opiniotwórczy dla wielkomiejskiej elity, ludzi, którzy mają się za lepszych i widzących więcej niż przeciętny Polak. Dlatego chętnie poznęcam się trochę tutaj nad nimi J

Panorama Płowdiwu - miasta w środkowej Bułgarii, które w 2019 r. będzie Europejską Stolicą Kultury

„Wakacje? Owszem, niejeden turysta wyjeżdża stąd zachwycony. Ale z plaży nad Morzem Czarnym nie widać tego, z czym ten kraj boryka się od lat. I nie może sobie poradzić. Dla Brukseli to jeden z najbardziej kłopotliwych, skorumpowanych krajów UE. Dla Polski partner, z którym Andrzej Duda właśnie zacieśnia współpracę.”

Znowu posłużę się szkolnym porównaniem J Klasa 28 osób o profilu „europejskim”, dobre liceum gdzie niełatwo się dostać. Większość to bananowa młodzież z dobrych domów - dobrze ubrani, posiadający najnowsze gadżety. Jest też cześć osób z klasy średniej, ani bogatych, ani biednych oraz kilku biedniejszych uczniów, którzy nie mogą sobie pozwolić na wiele rzeczy. Lepsi uczniowie to bogate kraje UE – Niemcy, Francja, Belgia, generalnie zachód. Bułgaria to taki biedniejszy uczeń. Nie stać go na markowe ciuchy i inne luksusy, gorzej mówi po angielsku, bo rodziców nie stać na korki, w domu też nie zawsze wszystko jest ok. Pani Zuchowicz bawi się tutaj w takiego rodzica Polski, który mówi swojemu dziecku „Nie zadawaj się z tą Bułgarią, bo to biedny dzieciak z blokowiska.” Co z tego, że ten biedniejszy może być spoko gościem, który w przyszłości może coś osiągnąć. Zadawanie się z kimś kto odstaje nie jest też dobrze widziane przez tych „lepszych”. Nie zadawaj się z tą Bułgarią to może pozwolimy Ci czasem wyskoczyć razem z nami do modnego klubu na Powiślu (gdzie oczywiście spędzisz całą noc przy piwku za 15 zł gdy oni będą sączyć kolorowe drinki). Ktoś musi pilnować mojego iPada gdy pójdę do toalety i przynosić mi kolejne shooty.

„Andrzej Duda jest pierwszym od 13 lat polskim prezydentem, który odwiedza Bułgarię. Śmiało można powiedzieć, że przed nim był tu Aleksander Kwaśniewski, a potem długo, długo nikt. Bułgaria była wtedy zupełnie innym krajem, nie należała jeszcze ani do UE, ani do NATO.”

Chciałem przypomnieć autorce, że my również wtedy nie należeliśmy do UE. Czyli kiedy my byliśmy na podobnym poziomie rozwoju to można było przyjeżdżać, ale dzisiaj to „siara”. Potem następuje parę obrazków z Twittera gdzie szyderczo wizytę komentują jacyś nieznani użytkownicy, dziennikarz nie musi się wysilać, wystarczy wrzucić: „teraz już wiemy, w NATO najlepiej rozmawiać z Bułgarią”, „jaki kraj takie wizyty”, mniej więcej takie były reakcje „młodych wykształconych”.
O zgrozo podobnego twitta, ale po angielsku! zamieścił jakiś noname z zachodu. Ale będzie wstyd dla Polski, co oni sobie o nas pomyślą ;) Zaledwie krótki fragment mówi o faktycznych przyczynach wizyty:

„Bułgaria to wschodnia flanka Sojuszu i prezydenci mówili o jej wzmocnieniu. Dlatego, według ekspertów, współpraca na linii Warszawa-Sofia nabiera ostatnio tempa. Zwłaszcza w kwestii bezpieczeństwa. Bo w biznesie – jak pisaliśmy tutaj – polsko-bułgarska przyjaźń kwitnie i coraz więcej Polaków chętnie robi interesy z Bułgarią.”


Pracownicy polskiej ambasady w Sofii czytają wiersze bułgarskiego poety Christo Botewa z okazji Święta Niepodległości Bułgarii - ten gest spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem Bułgarów.

Po chwili wracamy jednak do opisywania celu wizyty prezydenta Dudy w jak najgorszym świetle. Zakała UE, korupcja na gigantyczną skalę, skandale w rządzie, rozbicie polityczne, nisko w różnorakich rankingach – lista grzechów jest długa. Nawet książki rozrywkowe o mafii można tam kupić w sklepie! Porwali jakieś dziecko na ulicy! W ogóle Bułgaria to „mafijne państwo”. Zalew negatywnego PRu mającego pokazać do jak złego państwa wybrał się Duda. Nigdzie nie ma jednak napisane, w jaki sposób te wszystkie rzeczy (nawet hipotetycznie zakładając, że są prawdziwe i autorka nie przesadza) miałyby przeszkodzić w osiągnięciu celów wizyty (zwiększenie współpracy wojskowej, wzrost stosunków gospodarczych pomiędzy przedsiębiorcami z obu krajów, współpraca w sektorze energetycznym). Słowem nie ma wspomniane, że Bułgaria oferuje rozwiązania przyjazne inwestorom, niskie podatki, atrakcyjne nieruchomości, że na tamtejszym rynku polskie firmy mogą być konkurencyjne. A wystarczyło kilka sekund w google, żeby zobaczyć znaczenie rynku bułgarskiego dla Polski:


Być może te wszystkie grzechy Bułgarii nie byłyby takie straszne gdyby nie najpoważniejszy zarzut –  a mianowicie Bułgaria nie chce wpuszczać przez swoje granice imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu. Służby wyłapują osoby nielegalnie przekraczające granice, pomagają im w tym cywilne patrole (a raczej wg. artykuły - bojówki), które robią to za darmo, poświęcając swój wolny czas. W Stanach Zjednoczonych na granicy z Meksykiem funkcjonują podobne i jakoś nikt nie bojkotuje tego kraju. Niestety do Bułgarii nie dotarły jeszcze postępowe idee z zachodu, że powinno się wpuszczać wszystkich. No dobra, dać ewentualnie do podpisu oświadczenie (jak w Belgii), że nie są terrorystami i będą miłować naszą kulturę. W Bułgarii cały czas uważają, że granicę powinno się przekraczać legalnie, tzn. przedstawić się i pokazać zaproszenie. Nie wyobrażają sobie, że w inny sposób można wejść komuś do domu, a Bułgaria to jest ich wspólny dom.


Podsumowując, ten artykuł to nierzetelny paszkwil na Bułgarię, który przy okazji miał zdyskredytować prezydenta. Takie przedstawienie Bułgarii miało pokazać, że prezydent Duda zadaje się z „obciachowym” krajem zamiast z kimś z tego wspaniałego zachodu. Z artykułu wychodzą kompleksy wobec bogatszych krajów, a zarazem poczucie wyższości wobec Bułgarii. Dno dna. Niby standard w natemat i wielu innych mediach. Czytam czasem żeby mieć szerszy pogląd, ale nie jest to przyjemne doświadczenie. Na szczęście jest pewna gazeta, która uważam, że jest obiektywna i trzyma wysoki poziom oraz kilka portali internetowych, które warto czytać. Następnym razem napiszę, dlaczego uważam, że warto je czytać, żeby nie narzekać tylko i nie pisać, że w Polsce nie można znaleźć dobrych treści.

Na koniec jeszcze jeden ładny widoczek z Bułgarii :)


poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Albańska vendetta. Krew za krew - Ismail Kadare

Jest w Europie taki naród, które ciężko włożyć w jakiekolwiek ramy. Nie są ani Germanami, ani Słowianami, ani Latynami. Język, zwyczaje, tradycje różnią się diametralnie od tych powszechnie nam znanych. Ich kraj zupełnie nie liczy się na arenie międzynarodowej. W szkole nie dowiemy się za wiele o jego historii, w dodatku jeździło tam do niedawna niewielu turystów. Ten kraj to Albania!

Pomnik bohatera narodowego Albańczyków - Gjergija Skanderbega

Być może słyszeliście o kilku ciekawostkach na jej temat, np. o ogromnej liczbie Mercedesów na ulicach pomimo, że jest to kraj dość biedny jak na Europę, o wyłamaniu się w czasach komunizmu z zależności od ZSRR i zawiązanie sojuszu z... Chinami, o kilkuset bunkrach wybudowanych na polecenie komunistycznego dyktatora Envera Hodży, wreszcie o ogłoszeniu Albanii pierwszym ateistycznym krajem na świecie. W tym wpisie postanowiłem napisać o obowiązującym wciąż jeszcze w niektórych rejonach Albanii obowiązku krwawej zemsty. Zainspirowany zostałem powieścią Krew za krew, którą napisał Ismail Kadare (albański autor ceniony na świecie, corocznie wymieniany jako kandydat do Literackiej Nagrody Nobla). Krew za krew nie jest obszerną książką, ale przekazuje wszystko prosto i dosadnie (nic dziwnego skoro albańska nazwa kraju Shqipëria pochodzi od słowa Shqipoj oznaczającego mówić otwarcie, krótko i jasno).
   
Albańska gościnność;) Kibice Fk Kukesi wyjaśniają kibicom Legii kim nie są Albańczycy

Nie piszę tego wszystkiego żeby z Albanii się pośmiać albo przedstawić jako jakieś dziwadło. Chciałbym raczej spróbować rozwinąć temat, dlaczego w cywilizowanej Europie ludzie wciąż zabijają się w imię jakichś starych tradycji. Albańczycy to dumny naród, którego korzenie sięgają starożytnych Ilirów. Ich charakter ukształtowały góry oraz wojny toczone z Turkami o zachowanie odrębności. Wbrew temu co powszechnie się uważa, dominującą religią Albańczyków wcale nie jest islam. Jest nią.. albanizm (słowa XIX-wiecznego pisarza albańskiego, Pashko Vasy). I chociaż niekoniecznie zgodziłbym się z nimi np. w sprawie Kosowa, to jednak ich patriotyzm i duma z bycia Shqipëri zasługują na szacunek. Tym bardziej, że Albania jest biednym krajem, poziomem życia są daleko w tyle za Polską, miliony ludzi emigruje do Włoch i Grecji. Gdziekolwiek jednak się znajdą nigdy nie ukrywają tego kim są, nie muszą popadać w jakiś kompleks niższości wobec zachodu. Nie sztuką jest być dumnym ze swojego pochodzenia gdy kraj jest bogaty i wszystko idzie super.

Zog I - ostatni król Albanii (nie licząc włoskiego króla Wiktora Emanuela III po zajęciu Albanii przez Włochy) . Przysięgę koronacyjną składał na Biblię i Koran. W 1938 r. otworzył granice kraju, aby przyjąć Żydów uciekających z hitlerowskich Niemiec przed represjami. Cieszy się wielkim szacunkiem w Albanii.

Specyfika narodu sprawiła, że w Albanii wykształcił się unikalny system prawa zwyczajowego. Powstał w oparciu o wartości, które wyznają żyjący tam ludzie. Jego albańska nazwa to Kanun Leki Dukagjiniego, w skrócie Kanun (od  imienia księcia Lekë Dukagjiniego (1410-1481), który panował w północnej części Albanii). Zasady określone w tym zbiorze praw (przekazywanym przez wieki w formie ustnej) przez lata były podstawowym regulatorem życia społecznego i określały zasady postępowania w stosunku do religii, własności, a także zasady karania przestępstw i troski o honor rodu. Najciekawszym jest jednak to, że powyższe prawo zwyczajowe obowiązywało powszechnie w Albanii aż do XX wieku, a w wielu górskich wioskach nieoficjalnie obowiązuje nawet do dnia dzisiejszego, mając pierwszeństwo przed ustawami uchwalanymi przez albański parlament. Rząd albański od wielu lat dąży do wykorzenienia starych zwyczajów, ale ciężko jest wygrać z czymś co panowało przez wieki. Nie udało się to zresztą nawet reżimowi komunistycznemu, który panował w Albanii w latach 1945-91.

Enver Hodża - komunistyczny dyktator Albanii, staroświeckie prawa były szczególnie ostro przez niego zwalczane. Niewątpliwie był dyktatorem na wzór stalinowski, chociaż nie można mu odmówić przywiązania do własnego narodu. 

Prawo zwyczajowe przetrwało w postaci orzeczeń sądowych w krajach anglosaskich, samo jego istnienie nie jest więc szczególnie kontrowersyjne. Dlaczego albański Kanun jest wyjątkowy? Tym co go wyróżnia jest:

- zasada prymatu honoru rodu nad dobrem jednostki,
- obowiązek gościnności,
- besa (czyli przysięga na honor)

Powyższe zasady stanowią istotę zrozumienia całego procesu „krwi za krew”.
W uproszczeniu wygląda to mniej więcej tak: Kiedy ktoś z danego rodu zostaje zabity, wszyscy jego członkowie zostają okryci hańbą. Honor mogą odzyskać tylko w jeden sposób – pomścić zabitego członka rodziny. Wyznaczają spośród siebie osobę, której zadaniem jest zabić sprawcę. Nieważne, czy ktoś osobiście chce dokonać zemsty. Liczy się honor rodu, bez niego człowiek w albańskich górach jest nikim. Nikt nie wzywa policji, nie ma sprawy sądowej, ludzie biorą sprawy we własne ręce. Z jednej strony można więc mówić o działaniu wbrew powszechnie obowiązującemu prawu, ustanowionemu przez państwo, ale czy można mówić do końca o samosądzie? Cały proces krwawej zemsty jest dokładnie regulowany przez Kanun. Trzeba wyłączyć emocje. Nie ma miejsca na dowolność, a kodeks określa krok po kroku jak ma wyglądać vendetta. Poszczególne etapy można nawet określić mianem rytualnych. Znaczenie ma broń z jakiej się strzela, część ciała w którą musi trafić mściciel, ułożenie ciała po śmierci ofiary i wiele innych kwestii. Czasami bardzo cienka linia dzieli zemstę akceptowaną przez Kanun od zwykłego zabójstwa.


Strzał musi być oddany z zaskoczenia, z bliskiej odległości w głowę (Kanun mówi o strzelbie, więc nie wiem czy w tym przypadku pistolet jest odpowiedni). Ciało ofiary zabójca musi położyć na wznak, strzelbę oprzeć o głowę. 

„Sprawiedliwe” zabójstwo nie może być anonimowe. Rodzina mściciela ogłasza w całej wsi kto zabił i kogo. Starszyzna wioski idzie następnie prosić rodzinę ofiary o besę, czyli gwarancję nietykalności dla zabójcy na pewien okres czasu. Zwykle ród zabitego wyraża na to zgodę. Przez czas trwania besy nikt nie ma prawa skrzywdzić zabójcy pod groźbą hańby dla całego rodu. Ten nie ukrywa się w domu. Uczestniczy w pogrzebie ofiary, idzie za jego trumną, a nawet bierze udział w stypie wśród jego krewnych. W końcu besa kończy się. Nie oznacza to jednak końca krwawego cyklu. Teraz to ten drugi ród może zemścić się na zabójcy z pierwszego rodu. Kiedy i tamten zostanie zabity prawo do krwawej zemsty przechodzi ponownie na pierwszy ród. Niektóre spory trwają tak dziesięciolecia, nikt już nie pamięta od czego się zaczęło, często rodziny nie czują już do siebie nienawiści. Starodawne prawo zwyczajowe karze jednak dalej zabijać, dopóki nie zostanie już nikt po drugiej stronie (jest możliwość przerwania tego łańcucha, ale wcale nie jest to taka prosta sprawa i nie wszystko zależy od zainteresowanych).


Kulla - tradycyjny dom mieszkalny albańskich górali, zbudowany z kamienia. Sam jego wygląd, który przypomina twierdzę, może wiele powiedzieć na temat panującej tam mentalności i realiów. Niektórzy siedzą w takich twierdzach przez wiele lat.

Ismail Kadare bardzo realistycznie przedstawił realia panujące na albańskiej wsi w Górach Przeklętych. Krew za krew przedstawia wydarzenia z perspektywy Gjorga – chłopaka, który został zmuszony do pomszczenia swojego brata, Besiana – literata z wielkomiejskiej Tirany, zafascynowanego i oczarowanego starodawnymi zwyczajami albańskich wieśniaków oraz Mark Ukaczjera – włodarz krwii na zamku księcia Oroszu, urzędnik odpowiedzialny za ściąganie podatku od krwii (nawet od zemsty trzeba zapłacić podatek). Chociaż wydarzenie są literacką fikcją ma się wrażenie, że wszystko jest jakimś reportażem. Nic nie jest przerysowane ani udawane. O tym, że problem jest aktualny świadczą przenikające co jakiś czas wieści z tego kraju. Wiele osób żyje w odizolowanych budynkach ze strachu przed zemstą, czasami własnego domu nie mogą opuścić już od dzieciństwa (w określonych przypadkach zemsta może przejść także na niewinnych krewnych). Krew za krew nie jest książką, która raczy czytelnika tanim moralizatorstwem, każdy wnioski może wyciągnąć sam.

Angielskie (chyba) wydanie książki, tytuł nieco różni się od polskiego

Pomyśleć, że takie rzeczy dzieją się w kraju, gdzie panuje wręcz kult gościnności. Każdy ma obowiązek przyjąć wędrowca pod swój dach i traktować nawet lepiej niż członków własnej rodziny. Musi także zapewnić mu bezpieczeństwo, odprowadzając go po udzielonej gościnie do granicy wioski. Gość zabity na terenie wioski pomimo udzielonej ochrony to hańba dla rodu, którą można zmyć tylko krwią..

Szerzej zainteresowanych albańskim prawem zwyczajowym (nie tylko krwawą zemstą) odsyłam do świetnego artykułu poniżej.


http://etnologia.pl/europa/teksty/zgodnie-z-kanunem-prawo-zwyczajowe-w-albanii.php

piątek, 15 kwietnia 2016

Postęp w medycynie. Stulecie chirurgów - Jürgen Thorwald cz. III

- AAAAAAAA!!!!!!!! BOŻE!!!!! POMOCY!!!!!

Po całym szpitalu i okolicy roznosił się przeraźliwy krzyk młodej kobiety operowanej przez doktora. To „znieczulenie” podane przed zabiegiem, błogi sen spowodowany dużą ilością wypitego alkoholu, skończyło się gdy tylko doktor Schnitt zatopił skalpel w brzuchu.

- Pani Hanno, proszę wytrzymać! Czy mam na chwilę przestać? – zapytał się doktor.
- Nie..  – odpowiedziała słabym głosem Hanna – proszę kontynuować i zakończyć operację tak szybko jak to możliwe.
- Dobrze, zrobię wszystko co w mojej mocy – odparł doktor i powrócił do przeprowadzania zabiegu.

Hanka zaczęła głośno śpiewać (o ile pełen bólu krzyk można nazwać śpiewem) swoje ulubione piosenki. Ból nie zmniejszył się przez to ani trochę, ale Hanna nabrała odwagi i siły, aby przetrwać te tortury.

- Już dosyć!!!!! Więc proszę taAAAk.. AAAA!!!, niech każdy tutaj z waAAAAAAAs choć raz zaufa sercu i... Już dosyć!!!!! AAAAAAAA BOŻE – w tym momencie doktor wykonał jakiś bolesny ruch skalpelem -  Więc proszę taAAAAAk, niech każdy tutaj z waAAAAAAAs choć raz pokona siłę zła, AAAAUUUU!!! -

- Nie obchodzi Cię, to że ranisz mnie, Jak to jest, Pozwól mi być tym kim chceEEEEE AUUUUU!!!!, Mam dość, nie mów mi nic, Pozwól żyć, pozwól mi być (NieEEEEEE!!!!!!), Nie chcę już słuchać tych kłamstw.! Nieeeeee!!!!!!! –

Śpiewy Hanny trwały już dobre 15 minut. Okoliczni mieszkańcy słyszeli ten pełen bólu i cierpienia krzyk i zastanawiali się, co się tam się w środku dzieje. Zazwyczaj krzyki operowanych pacjentów kończyły się po kilkudziesięciu sekundach, a ta kobieta nie milknie już tyle czasu. To nie jest coś normalnego. Film nagrany przez mieszkańca, na którym słychać pełen bólu śpiew Hanny, błyskawicznie zdobył popularność w sieci.

- Andrzej, tam mordują kobietę w tym szpitalu. Jezus Maria, co oni jej robią? – powiedziała do swojego męża jakaś kobieta.
- Tam jest umieralnia, a nie szpital, idźmy ją ratować póki jeszcze można – powiedział jakiś mężczyzna pijący pod sklepem niedaleko szpitala.

W komentarzach pod postem na Facebook'u ludzie błyskawicznie zebrali się w dużą grupę i kto tylko był w pobliżu, ruszył jak najszybciej pod drzwi szpitala. Po pół godziny od rozpoczęcia operacji, pod szpitalem zebrało się około 100 wściekłych osób, które próbowały dostać się do środka. Im śpiew Hanny był słabszy z każdą minutą, tym bardziej agresywni byli ludzie pod szpitalem.

- Ludzie dawać sznura! Lekarz morderca zawiśnie na tamtym drzewie! – krzyknął jakiś dresik
- Nie dość, że są parszywymi złodziejami, to jeszcze ludzi mordujo! – krzyczała jakaś licealistka,
- Wszystkie białe płaszcze zawisną w tej okolicy! – odezwał się jakiś dziadek.
- MORDERCY! MORDERCY! – krzyczał tłum coraz głośniej.

Drogę do środka zagradzał 10-osobowy oddział ochroniarzy. Wiedzieli, że tłum wejdzie do środka za parę minut i nic nie będzie w stanie ich powstrzymać. Mieli wprawdzie na wyposażeniu pałki i paralizatory, ale kto będzie wdawał się w bezowocną walkę z rozwścieczanym tłumem? Każdy z tych ochroniarzy był na umowie zlecenie za 5 zł godzina. W pracy nie mieli prawa do chwili odpoczynku, szef opierdalał ich za byle drobiazg, bez przerwy trzeba było użerać się z roszczeniowymi pacjentami. Nie widzieli żadnego sensu w narażaniu swojego życia i zdrowia. Trzeba tylko postać tu jeszcze chwilę, żeby dostać wypłatę i przeżyć do następnego miesiąca.

- Nikt nie będzie miał do nas pretensji, ich jest o wiele więcej – tak właśnie myślał każdy z ochroniarzy. Stali więc i stwarzali pozory zapewniania ochrony. Policja też nic nie zdziała. Na miejsce przybyło dwóch policjantów, którzy wezwali tłum do rozejścia się. Oczywiście wszyscy ich olali. Wsparcie zostało wezwane, ale nie przybędzie szybciej niż za godzinę, kiedy będzie już po wszystkim.

- CISZA!! CISZA!! – wrzasnął łysy mężczyzna w koszulce lokalnego klubu. Wszyscy zamilkli.

Śpiew Hanny przestał być słyszalny, nikt w tym całym zamieszaniu nie wiedział kiedy to się stało. Czy ona jeszcze żyje? Zabili ją? Tego było już dla nich za wiele. Po chwili ciszy, tłum wybuchnął ponownie.

- POWIESIĆ TEGO MORDERCĘ! ŚMIERĆ ZA ŚMIERĆ! – tłum wzniósł bojowe okrzyki i w jednej chwili wtargnął do środka szpitala. Ochroniarze zdążyli tylko rozstąpić się na boki unikając stratowania. Wszyscy pracownicy szpitala i pacjenci zostali dawno ewakuowani tylnym wyjściem. Tłuszcza otwierała drzwi do każdej sali, rozwalając przy tym co tylko się dało. Ich wściekłości nic już ni mogło opanować. W końcu ktoś z tłumu odnalazł szerokie drzwi na pierwszym piętrze, nad którymi był napis SALA OPERACYJNA. 

- Ludzie! Znalazłem! Wszyscy na pierwsze piętro! – krzyknął jakiś chłopak

Po chwili cześć osób wbiegło na pierwsze piętro.

- To tutaj! Wchodzimy! – krzyknął kibol  i około 10 osób weszło do sali operacyjnej.

Doktor Schnitt zmywał akurat krew ze swojej twarzy i rąk. Operacja trwała ponad godzinę i zakończyła się raczej niezgodnie z planem, tzn. pacjentka przeżyła..

Cały guz został wycięty, krwawienie opanowane i wszystko dokładnie, no w miarę, zaszyte. Najbliższe kilka godzin będzie decydujące. Hanna wciąż leżała na stole. Zmęczona, ale szczęśliwa, że przetrwała to piekło i będzie mogła wrócić do swojej rodziny. Pielęgniarki sprzątały po operacji, wszędzie było pełno krwi. Nikt tutaj nie zdawał sobie sprawy z zamieszania jakie wywołała ta operacja. Wszyscy byli zadowoleni z dobrze wykonanej roboty.
Nagle do środka wtargnęła grupa osób, ośmiu mężczyzn i 2 kobiety.

- JESTEŚ TRUPEM DOKTORKU! – krzyknął jeden z nich,
- BRAĆ GO! – ktoś zawołał i wszyscy rzucili się w stronę doktora.

Pielęgniarki z początku zaskoczone, natychmiast wyciągnęły pałki teleskopowe i ruszyły bronić doktora. Napastnicy nie spodziewali się takiego uzbrojenia personelu szpitala i mieli ze sobą co najwyżej jakieś kije. Wywiązało się małe starcie. Wszyscy szarpali się i przekrzykiwali.

W międzyczasie, chłopak z długimi włosami podszedł do Hanny, która leżała naga i zakrwawiona na stole. Zauważył, że Hanna ma otwarte oczy i mówi coś, ale zbyt cicho, aby tłum ją usłyszał. Chłopak podszedł bliżej młodej kobiety i zapytał:

– Czy pani żyje? 
- Tak. Zostawcie doktora Schnitta, bo to człowiek, który uratował mi życie – odparła Hanna cicho, ale wyraźnie.

Chłopak zaczął uspokajać całą walczącą grupę.

- Ej! Ta kobieta żyje. Operacja się udała – powiedział głośno.
- To nie będziemy nikogo wieszać? 
- Chyba nie dzisiaj – odpowiedział ktoś z tłumu.

Ludzie poczuli się zaskoczeni, a potem zakłopotani, że przeszkodzili lekarzowi i pielęgniarkom w pracy. Przestali szarpać doktora i pielęgniarki. Zapanowała głupia cisza. Poziom adrenaliny spadł i wtedy okazało się, że dwóch mężczyzn ma połamane ręce od ciosów pałką teleskopową. Doktor Schnitt zaproponował pomoc, ale oni woleli uciec stąd jak najszybciej. 

- No już, wypierdalać stąd wszyscy! Raz, dwa, pięć – odzyskała rezon jedna z pielęgniarek. Tym razem wszyscy posłuchali jak stado baranków.

Do ludzi powoli dochodziły informacje, że nikt dzisiaj na drzewie nie zawiśnie. Część rozczarowana, a część zmieszana wychodziła ze szpitala, który przypominał teraz jedno wielkie pobojowisko. Wszyscy wrócili do swoich codziennych zajęć.



Hanna wróciła do zdrowia i żyła ze swoją rodziną długo i szczęśliwie. Wyczyn doktora Schnitta szybko rozszedł się echem po całym środowisku lekarskim. Pacjenci z podobnymi do Hanny problemami przyjeżdżali do miejscowego szpitala z całego kraju z nadzieją, że zostaną wyleczeni. Całe miasto jest dumne ze swojego genialnego doktora. Schnitt jest teraz sławny i bogaty. Tylko po nocach śnią mu się krzyki swoich pacjentów. Marzy o tym, aby mógł kiedyś operować bez bólu.

KONIEC, znacznie ciekawsze historie (i do tego prawdziwe) w Stuleciu chirurgów.


czwartek, 14 kwietnia 2016

Postęp w medycynie. Stulecie chirurgów - Jürgen Thorwald cz. II

Poniżej druga część opowiadania inspirowanego Stuleciem chirurgów:

Chirurg do ostatniej chwili przygotowywał się do operacji. Na drewnianym stole, na którym za chwilę miał rozegrać się dramat, leżały zwłoki jakiegoś człowieka. Prawdopodobnie zapisał swoje ciało ku chwale nauki, albo był bezdomny i zrobił to za niego po śmierci rząd. Lekarz wykonywał na zwłokach cięcia, blokował krwawienie i zaszywał rany. Był tak skupiony na właściwym przećwiczeniu zabiegu, że nie zauważył czekającej już od paru minut Hanky. Dopiero po skończonych ćwiczeniach zauważył jej obecność:

– Dzień dobry, jestem doktor Schnitt, będę miał przyjemność panią operować. - przywitał się krótko.

Następnie polecił pielęgniarkom, aby zabrały zwłoki kobiety i przemyły stół wodą. Stół był koloru czarno-czerwonego i przeżył już niejedną operację i niejedną sekcję zwłok.

Żaden z lekarzy nie uważał za konieczne dokładnie czyścić stół, który zaraz miał się znowu zabrudzić. Kiedyś na jakimś kongresie naukowym pewien lekarz z Węgier - Ignaz Semmelweis stwierdził, że za większość zgonów pacjentów odpowiedzialni są sami lekarze, którzy po przeprowadzonych sekcjach zwłok i innych zabiegach nie myją rąk. Węgier nie przedstawił jednak naukowo w jaki sposób dochodzi do zakażenia. Jedyne co miał to prowadzona przez siebie statystyka zgonów kobiet po porodach w dwóch szpitalach. W klinice gdzie lekarze myli ręce śmiertelność kobiet po porodzie wynosiła 1,2 %, natomiast tam gdzie nie myto rąk 18%. Oczywiście został przez całe środowisko lekarskie wyśmiany, bo żadne statystyki nie zastąpią rozległej bibliografii i mnóstwa przypisów na każdej stronie. Nie obroniłby nawet magistra. Zresztą nawet gdyby coś było na rzeczy, to przecież nikt nie będzie się trudził żeby myć przez parę minut ręce. Nonsens. Stół został więc tylko lekko ochlapany wodą i Hanna położyła się na nim.

-Kurwa, niech on już wreszcie zacznie. Chcę to mieć za sobą - Hanka była zniecierpliwiona tym całym oczekiwaniem.
– W porządku, zaczynamy Pani Hanno – rzekł doktor Schnitt – Jakie ma pani ubezpieczenie? Tylko NFZ, czy jeszcze jakąś dodatkową polisę? - spytał.
- Tylko NFZ, ale jakie to ma teraz znaczenie? – spytała Hanna
- Ech… - doktor westchną i pokręcił głową - Siostro? – spojrzał porozumiewawczo na pielęgniarkę, a tej nie trzeba było nic więcej mówić:



- Doktorze, proszę bez takich głupich żartów – powiedziała.
- Proszę pani – odparł doktor dalej lekko się uśmiechając – Proszę się nie martwić. Po prostu chciałem nieco panią rozluźnić, bo widzę, że jest pani spięta. Jest pani w dobrych rękach, zrobię wszystko żeby panią wyleczyć.
- Zacznijmy już wreszcie, bo do wieczora nie wyjdziemy z tej sali – powiedziała Hanna.
- Już zaczynamy – odparł doktor – Zrobiliśmy w pani domu i okolicy dokładny wywiad środowiskowy i wybraliśmy najlepszą dla pani metodę znieczulenia.

Po krótkiej chwili ciszy, doktor kontynuował

– Praktycznie nie pija pani wódki. Nic dziwnego skoro po 2 kieliszkach robi się pani słabo i zaczyna wymiotować. A nam przecież chodzi o to, żeby panią odpowiednio znieczulić.
- Co więc pan proponuje doktorze? – zapytała Hanna.
- Specjalnie dobraną mieszankę whiskey i wermutu z lekką domieszką Fanty i wina. Po kilku szklankach zaliczy pani szybkiego zgona i nic pani nie poczuje. Nic pani nie będzie także z dzisiejszego dnia pamiętać – powiedział doktor.

Pielęgniarki krzątały się gorączkowo poza zasięgiem wzroku Hanny. Po chwili jedna z nich podeszła do pacjentki ze srebrną tacą, na którym stał cały dzbanek czerwonego napoju i szklanka. Hanna wychyliła parę szklanek tego specjalnego drinka i faktycznie po paru minutach ogarnęła ją błoga senność i znużenie. Zapanowała cisza i ciemność..

Formalności prawne mamy za sobą, znieczulenie również. Jutro ostatnia część :)