wtorek, 4 października 2016

Boso, ale w ostrogach - Stanisław Grzesiuk

Nie masz cwaniaka nad Warszawiaka.

Dzisiaj mija 72. rocznica klęski Powstania Warszawskiego. To był symboliczny koniec przedwojennej Warszawy. Podczas całej II Wojny Światowej zginęło ponad 700 tys. warszawian, w tym bardzo liczna mniejszość żydowska. Przy okazji oblężenia Warszawy, likwidacji getta oraz Powstania Warszawskiego zniszczone zostało ponad 80% zabudowy. Miasto podniosło się z ruin, ale nigdy już nie było takie same. Zmiana nie zawsze musi być zła, ale ta została naznaczona traumą i poczuciem straty.

Tym bardziej warto docenić takich ludzi jak Stanisław Grzesiuk, który pozornie nie zrobił nic wielkiego. Ot, po prostu opisał przygody ze swojej młodości spędzonej w przedwojennej Warszawie. Dodatkowo nie są to relacje z eleganckich salonów, pięknych ulic i parków, a w większości z brudnych zakątków i pijackich mordowni Czerniakowa. Bohaterami nie jest elita, ale prości ludzie, nierzadko także będący na bakier z prawem. Nie zmienia to jednak faktu, że oni wszyscy żyli w tym mieście. Mieli zasady, którymi się kierowali i zwyczaje, których przestrzegali. Byli częścią Warszawy. Nawet najgorsze dzielnice, gdzie stały najbardziej obskurne budynki, były zamieszkane i pełne życia. W sytuacji gdy po wojnie zostały same gruzy, a wielu mieszkańców zginęło, Boso, ale w ostrogach pozwoliło nieco zabliźnić rany i pomóc w zachowaniu ducha Warszawy dla następnych pokoleń.


Gdybym miał porównać Boso, ale w ostrogach do innej książki, na myśl przychodzą mi Przygody Tomka Sawyera Marka Twain'a. W obydwu książkach występują wątki autobiograficzne (u Grzesiuka można mówić właściwie o autobiografii w sensie ścisłym), w obydwu bohaterami są chłopaki, którzy szukają "draki" i okazji do zabawy. Zarówno Tomek Sawyer jak i Stanisław Grzesiuk posiadali mocny charakter i nie dawali sobie w kaszę dmuchać. Niezbyt lubili słuchać opiekunów i przełożonych. Zakazy prędzej były dla nich po to, aby je łamać, niż żeby ich przestrzegać. Jednocześnie kierowali się tak uniwersalnymi zasadami jak: honor, przyzwoitość, chęć pomocy słabszym. Zdecydowanie lubię czytać książki z takimi bohaterami, chociaż sam w życiu wolę raczej trzymać się obowiązujących zasad.

Poza wątkiem typowo przygodowym Boso, ale w ostrogach pokazuje także pewne problemy z jakimi borykało się wielu ludzi w przedwojennej Polsce. Koszmarne warunki lokalowe (nie stanowiło rzadkości, że 10 osób stłoczonych było w mieszkaniu na 15 metrach kwadratowych), niskie płace, a przede wszystkim brak perspektyw na wyrwanie się z biedy i beznadziei. Człowiek, który pochodzi z biednej dzielnicy, potrzebował naprawdę wiele samozaparcia, aby cokolwiek osiągnąć. Niewiele się zresztą chyba w tej kwestii dzisiaj zmieniło, co nie oznacza, że jest to niemożliwe. Jedyne co czasem przeszkadza, to momentami zbyt nachalna reklama komunizmu i krytyka czasów sanacyjnych. Kto jest największym wyzyskiwaczem? Oczywiście kapitalista. Kto jest obłudnikiem? Ksiądz. Kto odpowiada za biedę robotników? Oczywiście przedwojenne elity. Stanisław Grzesiuk był zadeklarowanym komunistą, co jednak można mu wybaczyć biorąc pod uwagę biedę w jakiej się wychował, doświadczenia wojenne i czasy w jakiej książka została wydana (1962 r.).

Boso, ale w ostrogach to ciekawa książka przygodowa w realiach przedwojennej Warszawy. Pozycja obowiązkowa dla mieszkańców Warszawy i słoików chcących zrozumieć warszawskiego cwaniaka :)


0 komentarze:

Prześlij komentarz