Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kapitalizm. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kapitalizm. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 13 listopada 2016

Ekonomia w jednej lekcji - Henry Hazlitt


Przynajmniej od roku książki o ekonomii stale goszczą w mojej bibliotece. Zacząłem od prostych podręczników wyjaśniających podstawowe pojęcia, stopniowo przechodziłem do pozycji poruszających konkretne zagadnienia i szkoły ekonomiczne. Wgłębienie się w jakikolwiek temat, czy jest to ekonomia, filozofia, czy muzyka, zawsze wymaga na początku poznania warsztatu. Warto pomęczyć się trochę, przyswoić trochę nudnej teorii, aby potem już całkiem świadomie wszystko to zapomnieć, przemielić i zacząć kształtować swoje poglądy.

"Spośród wszystkich nauk znanych człowiekowi właśnie ekonomia najbardziej roi się od błędów."

Nie każdy ma jednak czas i ochotę, aby przedzierać się przez gąszcz ekonomicznej literatury. Ostatecznie mało prawdopodobne by każdy został ministrem finansów, księgowym lub nawet właścicielem sklepu. Każdy z nas posiada jednak prawo do oddania swojego głosu w wyborach i wyboru ludzi uchwalających prawo oraz podejmujących kluczowe decyzje. Polityka gospodarcza zawsze polega na realizacji pewnej idei, która dopiero potem zamieniana jest w konkretne działania. Wielu potrafiłoby powiedzieć choćby ogólnie jakie powinno być prawo (przykładowo: sprawiedliwe, surowe, łagodne, dokładne, ogólne itp), a myślę, że mało kto potrafiłby jednoznacznie określić, jaka powinna być polityka gospodarcza państwa.

"Nie możemy dzielić więcej bogactwa, niż wytwarzamy. Najlepszym sposobem podwyższania płac jest więc podwyższanie produktywności siły roboczej."

Właśnie to zagadnienie jest tematem książki Ekonomia w jednej lekcji. Jej autorem jest Henry Hazlitt - amerykański dziennikarz ekonomiczny (ur. 28 listopada 1894 w Filadelfii, zm. 8 lipca 1993). Zawód jaki wykonywał sprawia, że Ekonomii w jednej lekcji nie znajdziemy skomplikowanego słownictwa i szczegółowych analiz. Jest to niewątpliwa zaleta, gdyż adresatami książki są przede wszystkim zwykli ludzie, którzy chcą dowiedzieć się czegoś na temat ekonomii (autor przytacza przy tym także poglądy znanych ekonomistów). Ekonomia w jednej lekcji została po raz pierwszy wydana w 1944 r., następnie uzupełniona przez autora w latach 70., a po upadku komunizmu w 1989 r. wydana także w Polsce. Upływ czasu nie zaszkodził jej ani trochę, właściwie przy obecnych pomysłach ekonomicznych rządu jest aktualna jak nigdy.

"Ceny ustalają się w wyniku relacji pomiędzy podażą i popytem, a ze swej strony wpływają na podaż i popyt. Kiedy ludziom jakiś artykuł jest bardziej potrzebny, gotowi są dać zań więcej."

Henry Hazlitt przedstawia podstawowy błąd jaki popełniają politycy i ekonomiści odpowiedzialni za politykę gospodarczą - patrzenie jedynie na bezpośrednie skutki realizacji danej polityki lub skutki jakie przynosi ona konkretnej grupie. Przy tym całkowicie pomijają zaś długofalowe i pośrednie konsekwencje jakie dana polityka może przynieść wszystkim grupom. Nie znaczy to oczywiście, że powinno się tracić z oczu te bliższe skutki, często niezwykle trudne dla pewnych grup. Zwolennicy polityki libertariańskiej zbyt często w swoim doktrynerstwie wykazują brak socjalnej wrażliwości, przez co w Polsce na długo będą jeszcze mieli przyklejona łatkę bezwzględnych i oderwanych od rzeczywistości drani. Przesłanie Ekonomii w jednej lekcji jest bardzo proste - patrz nie tylko na to co widać na pierwszy rzut oka.

"Patrzcie na Joe Smith, nigdy nie spuszczajcie z oka Joe Smitha. Jednak stosując się do tego zalecenia, sami w istocie patrzą tylko na Joe Smitha, zapominając o tym, że jest Tom Jones, który właśnie dostał pracę przy produkcji nowej maszyny, Ted Brown, który dostał pracę przy jej obsłudze i Daisy Miller, która może teraz kupić płaszcz za połowę dawnej ceny."

źródło: humorpage.pl
Henry Hazlitt w swojej książce pokazuje, że to co pozornie wygląda na dobre działanie, niekoniecznie okazuje się takim gdy przyjrzeć mu się bliżej. Niestety nawet powtarzane przez wiele lat bzdury w końcu dla wielu stają się prawdą. Ekonomia w jednej lekcji to swoisty pogromca ekonomicznych mitów, z którymi autor konsekwentnie się rozprawia. Zaczyna od obalenia całkiem popularnej opowiastki o zbitej szybie, którą chuligan wybija u sklepikarza. Na kolejnych stronach tematem są też m.in. rzekome korzyści dla ekonomii płynące z wojny, bezsens robót publicznych (najnowszy pomysł Donalda Trumpa na walkę z bezrobociem), dzielenia etatów i innych form utrzymania zatrudnienia, szkodliwość podatków i pensji minimalnej, kontroli cen, niekorzystne skutki nadmiernych zasiłków i rozdawnictwa pieniędzy (to niestety polityka obecnego rządu). Niektóre zagadnienia, chociaż książka ma ponad 70 lat, odnoszą się do najbliższej przyszłości (np. kwestia zastąpienia pracy wielu ludzi nowoczesnymi komputerami i sztuczną inteligencją).

"Prawdziwymi przyczynami potężnego wzrostu płac realnych w ostatnim stuleciu były, akumulacja kapitału i umożliwiony przez nią olbrzymi postęp technologiczny."

Książka chociaż niewątpliwie jest pochwałą wolnego rynku i kapitalizmu w czystej postaci, unika doktrynerstwa i jałowych sporów ze zwolennikami socjalizmu. Na warsztat brane są konkretne ich działania i pomysły, bez prowadzenia ideologicznych dysput. Nawet jeżeli niekoniecznie każdy po jej przeczytaniu będzie podzielał konkretne poglądy autora na daną kwestię, to z pewnością warto zapamiętać sobie główne przesłanie książki i przy rozmyślaniach nad konkretnymi zagadnieniami ekonomicznymi patrzeć z szerszej perspektywy.

"Ekonomia to nauka polegająca na rozpoznawaniu wtórnych konsekwencji. Wymaga także dostrzegania ogólnych konsekwencji. Wymaga śledzenia skutków, jakie realizowana polityka przynosi nie tylko specjalnym interesom i w krótkich okresach, ale interesowi ogólnemu i w długich okresach."

P.S. Pomyślałem, że podzielę się paroma ciekawymi cytatami z książki, mam nadzieję, że zachęcą do lektury. Wszystkich mam wypisane parę stron, a nie jest moim celem streszczanie książki :) Być może użyję ich jeszcze kiedyś przy okazji innych wpisów.
P.S.2: Po przeczytaniu wpisu żona zaproponowała obrazek z kamiennymi piłkami i lekarzem, który idealnie obrazuje tematykę książki :)

piątek, 29 lipca 2016

Ekonomia dobra i zła - Tomáš Sedláček

Na początku był Epos o Gilgameszu. Powstał w XIV wieku p.n.e. i opisywał poszukiwanie tajemnicy nieśmiertelności przez legendarnego Gilgamesza, władcę sumeryjskiego miasta Uruk. Gilgamesz chciał zbudować wielki mur wokół miasta, dlatego bezustannie zmuszał mieszkańców do pracy. Rodzina, przyjaciele, odpoczynek, to wszystko stanowiło dla niego stratę czasu, który można było przeznaczyć na realizację celu. Bogowie odpowiedzieli na skargi mieszkańców i zesłali na Ziemię Enkidu - dzikiego, niecywilizowanego potwora, który miał zabić Gilgamesza.

Potem był Stary Testament. Wszyscy znamy opowieść o Adamie i Ewie, którzy zostali wygnani z Raju, o Abrahamie kupującym od jednego ze szczepów Kanaanu grób dla swojej zony Sary albo o Józefie, który radzi faraonowi jak przetrwać 7 lat nieszczęść po 7 latach dobrobytu. Wreszcie Bóg dał Żydom X przykazań, których przestrzeganie miało zagwarantować zbawienie.

Bardzo ważny był rozwój greckiej filozofii, coś co podłożyło fundament pod rozwój człowieka. To nic, że poszczególne szkoły często zaprzeczały same sobie. Stoicy ze swoim sumiennym wykonywaniem obowiązków, wiarą w cnotę, a z drugiej strony hedoniści ze swoim uwielbieniem przyjemności i pochwałą egoizmu.

Chrześcijaństwo bardzo często odwołuje się z kolei do przypowieści z Nowego Testamentu. Wdowi grosz, oddzielenie ziarna od plewów, płacenie podatków Cezarowi oraz przez Mateusza na rzecz świątyni. Chyba po raz pierwszy w historii biedni nie zasługiwali na potępienie, a mogli dostąpić zbawienia. Zbawienie ma zostać osiągnięte poprzez miłowanie innych jak siebie samego.

Bajka o pszczołach napisana przez Bernarda Mandeville'a to historia o ulu, z którego usunięte zostały wszelkie ludzkie wady, a wszystkie pszczoły zaczęły postępować prawie i uczciwie. Mandeville to prekusrsor teorii o "niewidzialnej ręce rynku" i przełożeniu indywidualnych wad ludzkich, takich jak egoizm, na publiczne dobro. Bajka o pszczołach na pewno zagości jeszcze na tym blogu :)
Wreszcie docieramy do filozofów nowożytnych: A. Smith, I. Kant, J. Locke, B. Mandeville, F. Nietsche. Różnie postrzegali człowieka. Jedni jako z natury dobrego, który realizuje się przez współdziałanie z innymi ludźmi, do złego z natury, który troszczy się tylko o siebie i swoje potrzeby. 

Nie bez powodu opisałem powyższe historie, epoki i filozofów. Tomáš Sedláček w Ekonomii dobra i zła prowadzi czytelnika od początku ludzkości i stara dotrzeć się do tego czym istotnie jest ekonomia. Pokazuje, że ekonomia to tak naprawdę nauka stricte o człowieku i jego działaniach, a te postrzega się jako dobre lub złe. Gdy przedsiębiorca buduje nowe zakłady, wprowadza na rynek innowacyjne produkty, które cieszą się powodzeniem, to jest postrzegany jako dobry. Z kolei gdy podnosi ceny swoich towarów, zwalnia ludzi, aby optymalizować koszty, jest postrzegany jako zły. Oczywiście punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i część ludzi może te same zachowania postrzegać zupełnie inaczej.

Ekonomia dobra i zła odnosi się również do etyki przy okazji relacji społecznych. Czy wyżej powinno się cenić dobro ogółu, czy dobro jednostki? Czy egoistyczne zachowania każdego człowieka mogą przynieść korzyść wszystkim, czy może władza powinna hamować ludzkie żądze i sprawiedliwie rozdzielać dochód? Tak naprawdę spór o te kwestie trwa do dzisiaj. Jakkolwiek są przykłady krajów, które są bogate w jednym i w drugim modelu, to zawsze jednak na końcu najistotniejsza będzie kwestia, czy jest to dobre i złe.

Przykładowy wykres ekonomiczny


Skoro ekonomia to w dużej mierze ocenianie poszczególnych zachowań jako dobrych i złych, to tym bardziej ciężko zrozumieć jedną rzecz. Jakim kurwa cudem dzisiaj ta dziedzina została sprowadzona praktycznie wyłącznie do liczb, wykresów i nierealistycznych modeli? Wydaje mi się (i w dużej mierze podobnie pisze Tomáš Sedláček w swojej książce), że matematyka, chociaż przydatna, pozostanie jednak tylko metodą, a nie wytłumaczeniem wszystkich problemów. Liczby i działania są tak naprawdę tylko wytworem ludzkiego umysłu i poza nim nie istnieją. Nie można więc ludzkich zachowań opisać matematyką.

Ekonomia dobra i zła porusza przy okazji parę innych ciekawych wątków, jak np. postrzeganie świata przez różne kultury, idea postępu, wzrostu gospodarczego, czy cykli koniunkturalnych. Całość dobrze się czyta, temat jest przedstawiony bardzo przystępnie. Czasami może autor za bardzo zagłębia się w filozoficzne rozważania, ale na końcu każdego rozdziału są główne wnioski, więc łatwo można się odnaleźć. Nie podoba mi się również w Ekonomii dobra i zła cytowanie Marxa (na śmietnik historii z nim) i J.M. Keynesa, którego poglądów kompletnie nie podzielam, a pojawiają się dosyć często. Rozumiem jednak, że Sedláček chciał przedstawić różne punkty widzenia, dlatego mogę to wybaczyć :)


Źródła zdjęć:

1. lubimyczytac.pl
2.czeluścia internetu
3. wojciechbialek.blox.pl
 





wtorek, 31 maja 2016

Wielki Kryzys w Ameryce - Murray N. Rothbard

Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o kryzysie, gdyby was nie okłamywano.


Ostatnio czytam głównie książki z zakresu ekonomii. Jest całkiem sporo ciekawych pozycji, które tłumaczą jej podstawy na konkretnych przykładach i zrozumiałym językiem (o niektórych postaram się napisać w przyszłości). Wbrew pozorom nie jest to tak nudne jak się wydaje. Ekonomia to naprawdę bardzo życiowa nauka. Wykresy i wzory matematyczne są pomocne, ale nie stanowią o jej istocie. Ekonomia bada ludzkie zachowania przy produkcji, dystrybucji i konsumpcji dóbr, których jak wiadomo najczęściej jest ograniczona ilość. Kiedyś sławni byli filozofowie, którzy potrafili odpowiedzieć na pytanie: "Jak żyć?". Dzisiaj to samo pytanie zadajemy ekonomistom, którzy stali się dla ludzi filozofami XXI wieku. Warto poświęcić czasem chwilę, aby lepiej zrozumieć to, co dzieje się dookoła nas i ma na nasze życie ogromny wpływ. Warto mieć świadomość, kiedy rządzący próbują wprowadzać rozwiązania, które są dla nas szkodliwe. Wielki Kryzys w Ameryce dotyczy wielkiego kryzysu z lat 30 XX wieku, ale jak wiadomo kryzys mamy i dzisiaj. Wydaje się, że prawie sto lat to dość, by w oparciu o popełnione błędy wyciągnąć wnioski. Niestety, chociaż mieliśmy już kiedyś ekonomiczną zapaść, to sytuacja dalej się powtarza. Co ma na to wpływ?


Wielki Kryzys w Ameryce został napisany przez Murray'a Rothbarda, wybitnego przedstawiciela szkoły austriackiej w ekonomii. W pewnym uproszczeniu można napisać, że głównym założeniem szkoły austriackiej jest sprzeciw wobec nadmiernej roli państwa w gospodarce. Nie wchodząc zbytnio w szczegóły, ingerencja państwa może polegać na czymś co powszechnie jest odbierane raczej negatywnie (nakładanie podatków, ograniczanie dostępu do zawodu), obojętnie (dotowanie, nacjonalizacja przedsiębiorstw) a przez niektórych pozytywnie (zasiłki, ceny minimalne, regulacja wysokości czynszów). Wszystkie te działania są w rozumieniu szkoły austriackiej szkodliwe i zakłócają funkcjonowanie wolnego rynku, który jest gwarancją bogacenia się społeczeństwa.

Wielki Kryzys w Ameryce to książka, która burzy "prawdę" tłoczoną przez lata uczniom do głów na lekcjach historii (sam pamiętam ze szkoły). Wygląda ona mniej więcej następująco: Wielki Kryzys został wywołany przez dziki kapitalizm, nadmierną chciwość ludzi i spekulantów. Bogaci wyzyskiwali biednych przez ustalanie zbyt wysokich cen za swoje towary, których biedny lud nie mógł nabyć. Pracodawcy kazali pracować za miskę ryżu po 12 godzin dziennie, podczas gdy sami opływali w luksusy. Spekulanci kupowali tanio, aby potem sprzedać drogo. I tak dalej i tak dalej. Wolny rynek nie zdał egzaminu, nie był w stanie sam wydobyć się z tarapatów. Na szczęście dla wszystkich dotkniętych kryzysem, do władzy doszedł Franklin D. Roosevelt, który wprowadził New Deal i dzięki interwencji państwa wyprowadził Stany Zjednoczone (a przy okazji całą resztę świata) z kryzysu. Najlepszym przykładem New Deal są państwowe roboty publiczne, wprowadzanie sztywnych cen za określone towary, czy zwiększenie roli związków zawodowych w zarządzaniu przedsiębiorstwem.

Murray Rothbard w swojej książce udowadnia, że cała ta oficjalna wersja o przyczynach Wielkiego Kryzysu w latach 30 XX wieku to delikatnie mówiąc mrzonki. Sam kryzys nie został spowodowany wcale dzikim kapitalizmem, a właśnie mieszaniem się państwa do gospodarki. Roosevelt natomiast swoimi działaniami nie zakończył kryzysu, a przyczynił się do jego przedłużenia i pogłębienia negatywnych skutków.

No dobra, ale co tak naprawdę wywołuje kryzys? To nic innego jak poprzedzający kryzys... boom gospodarczy:) Boom, inaczej cykl koniunkturalny, jest jednak tak naprawdę iluzją, z której w końcu wszyscy budzą się z bolesnym kacem. Państwo poprzez bank centralny sztucznie utrzymuje niskie stopy procentowe, co zachęca banki do ekspansji kredytowej, czyli masowego udzielania kredytów na różne inwestycje. Banki na udzielaniu kredytów zarabiają krocie, dlatego udzielają ich praktycznie każdemu. Chcesz kupić mieszkanie? Proszę bardzo. Chcesz wybudować hotel, fabrykę? Nie ma sprawy. Skoro dają, to ludzie biorą. Jak to w życiu jednak bywa, nie wszystkie inwestycje są trafione. Nagle okazuje się, że ludzie wpakowali pieniądze w coś, co nie jest tego warte. Kredyt jednak dalej trzeba spłacać. Zaczynają się problemy.


Rozwiązanie w takiej sytuacji jest jedno: zacisnąć pasa, zlikwidować nieopłacalne inwestycje i ograniczyć koszty. Co powinien zrobić rząd? NIC. Po prostu nic. Nie ingerować w ceny, płace, pozwolić upaść nierentownym firmom. Ewentualnie ograniczyć się do zapewnienia niezbędnego minimum obywatelom cierpiącym przez masowe zwolnienia. Ograniczyć ingerencję, pozwolić, aby wszystko wróciło do normy. Tymczasem co robi najczęściej rząd? Co z bankami, które bezmyślnie pożyczały pieniądze ludziom, którzy nie byli w stanie ich spłacić albo na inwestycje, które nie rokowały powodzenia? "Banki zbyt duże, aby upaść." Pewnie słyszeliście takie określenie przy okazji ostatniego kryzysu. Rząd niczym dobry rodzic pompuje w banki pieniądze, aby zapobiec ich upadkowi. Zamiast wzięcia odpowiedzialności za nietrafione decyzje, banki otrzymują pomoc. Taką samą otrzymują również przedsiębiorcy, którzy nie przemyśleli do końca swoich planów inwestycyjnych (bo trzeba ratować miejsca pracy). Taką samą pomoc otrzymają również ludzie, którzy brali kredyty w walucie obcej. Za wszystko zapłaci państwo. Państwo, czyli kto?


Czyli FRAJERZY, którzy ciężko pracują, rozsądnie inwestują, nie żyją ponad stan. Zamiast pozwolić, aby chybione inwestycje zostały zlikwidowane, aby zwolnieni pracownicy mogli przejść do branż gdzie naprawdę potrzebni, rząd bawi się w zbawiciela i sypie wszędzie groszem. Temu 500, tamtemu 700.

Wielki Kryzys w Ameryce przedstawia jak rząd wywołał kryzys i jak nieudolnie próbował z nim walczyć. Przykłady wprowadzonych lub proponowanych rozwiązań:

- niszczenie plonów rolników, aby wzrosły ceny za artykuły rolne;
- ograniczenie prawa obywateli do zakupu tańszych i lepszych produktów, przez wprowadzenie wysokich ceł na importowane towary;
- naciski na przedsiębiorców, aby utrzymywały zatrudnienie i wysokie pensje (przy jednoczesnym spadku cen towarów i opłacalności produkcji);
- odmawianie zatrudnienia kobietom, których mężowie już pracowali;
- zachęcanie ludzi do wydawania zaoszczędzonych pieniędzy;
- przymusowe "wakacje bankowe", znane nam ostatnio przy okazji kryzysu w Grecji, kiedy nie można wypłacać z banku zgromadzonych oszczędności
- odgórne ustalanie rodzaju i ilości produkowanych dóbr konsumpcyjnych, :):):) skąd my to znamy?

Wielki Kryzys w Ameryce pokazuje jak działa państwo ogarnięte dziejową misją, które chcąc dobrze robi jednak źle. Państwo, które zaczyna rościć sobie prawa do działania tam, gdzie nie powinno się mieszać. Szerzej napisałem o tym tutaj: http://zakatek-arrasa.blogspot.com/2016/04/prawo-frederic-bastiat.html
Politycy obiecują złote góry, a społeczeństwo się na to nabiera. Nie trzeba być Balcerowiczem żeby rozumieć skąd państwo ma pieniądze, które wydaje. Że jeżeli komuś się coś daje, to komuś trzeba zabrać. Że zobowiązania powinien płacić każdy, a nie tylko wybrani. Kryzys 1929, Kryzys 2008, ciekawe kiedy będzie powtórka? 

piątek, 29 kwietnia 2016

Człowiek, wolność i własność. Prawo - Frederic Bastiat.

"To chyba był ten młody socjalista, dlaczego Bastiatem nie dałaś mu więc w pyska?",  Kelthuz - Karyna song



Według ostatnich rankingów Polska przoduje w produkcji aktów prawnych. W samym 2014 roku weszło ich w życie 1995 - to ponad 25 tysięcy stron maszynopisu. Ktoś kiedyś przyjął założenie, że ustawodawca jest racjonalny i wie co robi. Niestety znaczna część przepisów tworzonych przez parlamentarzystów jest pisana bez większego przemyślenia. Nie tylko zwykli ludzie, ale nawet prawnicy mają problem z ich zrozumieniem. Przede wszystkim jednak państwo z uporem maniaka bierze się za regulowanie rzeczy, od których powinno się trzymać z daleka. Już absolutni władcy epoki oświecenia mieli ciągotki do mieszania się we wszystko co się dało i regulowania każdego możliwego przypadku. Niewiele jednak rzeczy wyrządziło przyszłemu prawodawstwu takiej szkody jak zrobiła to ideologia socjalizmu.



Frederic Bastiat w swoim dziele Prawo rozprawia się ze wszystkimi ułomnościami socjalistycznego myślenia o prawie. Nie jest to rozbudowany traktat filozoficzny zrozumiały tylko dla wybranych. Prawo zostało wydane jako broszura kierowana do zwykłych ludzi – krótka i konkretna. Chociaż Prawo powstało ponad 150 lat temu, niewiele poglądów w nim zawartych zdezaktualizowało się, a patrząc na to jakie były skutki socjalizmu i komunizmu dla państw Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski, można powiedzieć, że było to dzieło prorocze.

Prawo w rozumieniu Frederica Bastiata powinno być sprawiedliwe. Niby oczywistość, ale co tak naprawdę się pod tym kryje? Prawo sprawiedliwe to takie, które chroni trzy wartości. Po pierwsze życie, po drugie własność, po trzecie wolność. Nierozłącznie związane są one z indywidualną naturą człowieka.

Każdy z nas ma naturalne prawa – od Boga – do obrony swojej osoby, swojej wolności, i swojej własności. Te są trzy zasadnicze wymagania dla utrzymania życia, i zachowanie z któregokolwiek z nich jest całkiem zależne od zachowania dwu pozostałych. Czym są nasze uzdolnienia jeśli nie rozszerzeniem naszej indywidualności?”Prawo, F. Bastiat

Każdy człowiek ma prawo do obrony swojego życia, wolności i własności, nawet przez użycie siły fizycznej.  Grupa ludzi na danym terenie organizuje wspólną władzę, aby bronić sprawiedliwości sukcesywnie i dla wszystkich. Państwo ma działać jedynie jako zastępca przy obronie praw jednostki, stosuje wspólną siłę w zastępstwie indywidualnej siły każdego obywatela. Nie muszę cały czas żyć w strachu, że ktoś będzie chciał naruszyć moje prawa, bo oczekuję, że państwo zapewni mi ochronę. Tylko tyle i aż tyle. Tym właśnie powinno być prawo. Niestety dzisiaj mamy do czynienia z kompletną deprawacją i wypaczeniem idei prezentowanych przez Bastiata.

Za zbyt intensywną obronę zdrowia i życia przed bandziorem na ulicy możemy sami zostać ukarani. Musimy myśleć, aby użyć „adekwatnych” środków i grzecznie poczekać aż bandzior sam wykona pierwszy atak (możemy odeprzeć atak, nie możemy go wyprzedzić). Tak właśnie prawo zamiast ofiary faworyzuje przestępcę. My musimy się martwić, zastanawiać się, chociaż ktoś używa siły do ataku, a my dla obrony. Tak wygląda w praktyce obrona życia.

A jak jest z obroną własności? Niestety prawo jest ostatnią rzeczą, która Ci w tym pomoże. Masz swoje mieszkanie i najemca nie płaci czynszu? Nie możesz go tak po prostu wywalić. Musisz spełnić szereg warunków, a nieuczciwy najemca będzie w tym czasie sobie mieszkał i śmiał Ci się w twarz. Przede wszystkim jednak na każdym kroku jesteśmy przez państwo okradani w formie podatków, składek, opłat i innych danin publicznych. Owoce ciężkiej pracy ludzi są następnie przejadane przez pewne uprzywilejowane grupy. Zwykły człowiek z ulicy, który zabiera mi moje pieniądze jest złodziejem, jednak kiedy robi to państwo, nagle wszystko staje się legalne. Legalna grabież. Nie jestem na tyle radykalny żeby postulować zniesienie wszystkich podatków, rozumiem, że państwo musi mieć środki, aby realizować swoje cele. Kiedy jednak czytam, że rocznie około 25 miliardów złotych będzie grabione od jednych obywateli i przekazywane do drugich w postaci programu 500 zł na dziecko, podczas gdy przykładowo na obronność jest wydawane jedynie około 18 miliardów złotych, a na szkolnictwo wyższe około 20 miliardów złotych, trudno nie zastanawiać się, czy wszystko jest w porządku. To jedynie przykład, niczemu nie są winni rodzice korzystający z programu. Powinni jednak sobie zdawać sprawę, że na każdą złotówkę, którą „dostaną”, przypadną pewnie ze trzy, które państwo w różnej formie im zabierze.

W pokera na pieniądze w Polsce nie pograsz. Państwo wie co dla Ciebie dobre.

Wreszcie przechodzimy do największego grzechu socjalistycznego myślenia o prawie. Jest nią nieposzanowanie wolności. Państwo pcha swoje brudne łapska w naszą prywatność i traktuje nas jak małe dzieci. W Prawie doskonale pokazany jest sposób myślenia socjalistycznej władzy o człowieku, jako istoty z natury złej i ułomnej. Wszystko to jednak dla socjalistów żaden problem. Według nich społeczeństwo to bezkształtna masa, którą dzięki przepisom prawa można dowolnie ukształtować. Prawo przestaje być środkiem do ochrony wolności jednostki. Państwo zaczyna się bawić w wychowywanie nas, mówić co jest dla mnie dobre, a co złe. Nie wystarczą rodzice, przyjaciele, społeczeństwo, państwo staje się swego rodzaju „niańką”, która wie co dla nas najlepsze. Chcę napić się piwa na ławce w parku? Nie mogę, bo państwo chce wychować mnie na porządnego człowieka. Chcę żeby moje dziecko uczyło się w domu? Bez nadzoru państwa niemożliwe. Chcę mieszkać w innym mieście? Muszę się grzecznie zameldować. Chcę wyciąć drzewo na swojej działce? Musisz mieć pozwolenie. Chcę zacząć zarabiać na swojej pracy? Nie mogę zanim oficjalnie się nie zarejestruję i nie będę płacił co miesiąc odpowiedniej daniny. Można by tak długo i długo wymieniać. 

Parlament Europejski chce zakazać korzystania z FB i innych portali społecznościowych nieletnim poniżej 16 roku życia. 

Prawo prezentuje ideał państwa, które broni jedynie podstawowych praw człowieka. Państwa, które szanuje indywidualność, wolność i własność. Dzisiaj przepisów jest tak dużo, że zatraciliśmy istotę tego czym jest prawo. Wszystko zostało wypaczone i coś co miało nam służyć, zmieniło się w aparat opresji. Może dzięki lekturze Prawa część z Was uwierzy, że można jeszcze wszystko naprawić. Socjalistom nikt nie dał boskiej mocy. Nie można jednak zaprzeczyć, że to my jako społeczeństwo dajemy im możliwość takiej zabawy w Boga. Pamiętajmy o tym przy najbliższych wyborach.

Na koniec o tym, czym powinno być państwo, wypowiedź osoby, którą podziwiam. Prawo w praktyce, ani utopia, ani relikt sprzed 150 lat :) 


wtorek, 24 listopada 2015

Bogactwo i nędza narodów. Dlaczego jedni są tak bogaci, a inni tak ubodzy?

W ostatnich latach znamy to aż za dobrze. Miliony Polaków wyemigrowało za granicę, głównie do Wielkiej Brytanii, w poszukiwaniu lepszego życia. Każdy z nas posiada wśród rodziny lub znajomych kogoś, kto wyjechał lub zastanawia się nad wyjazdem. Ostatnia fala imigrantów z biednych krajów Azji i Afryki również ma przede wszytskim podłoże ekonomiczne. Ludzie ciągną tam gdzie mogą żyć na godnym poziomie. Dla każdego oznacza to co innego. Z pewnością jakimś minimum jest możliwość zaspokojenia podstawowych potrzeb bytowych, społecznych, kulturalnych plus ewentualnie możliwość odłożenia czegoś na przyszłość. Krótko ujmując, pracować uczciwie i nie martwić się o jutro.
„Żyjemy w świecie, w którym panuje nierówność i zróżnicowanie. Można go podzielić na trzy kategorie państw: takie, w których wydaje się mnóstwo pieniędzy na odchudzanie; takie, w których ludzie jedzą żeby żyć, i takie, gdzie ludzie nie wiedzą, skąd zdobyć następny posiłek.”
Dlaczego nie w każdym kraju żyje się tak samo dostatnio? Odpowiedź znajdziemy w pracy David'a S. Landes'a, profesora historii na Uniwersytecie Harvarda. Tytuł książki to „Bogactwo i nędza narodów. Dlaczego jedni są tak bogaci, a inni tak ubodzy”. Tematem „Bogactwa i nędzy narodów” jest próba odpowiedzi na kilka interesujących pytań. Dlaczego jedne kraje są bogate, a drugie biedne? Dlaczego za wykonywanie tego samego zajęcia w jednym kraju żyjesz dostatnio, a w drugim ledwo ci starcza na przeżycie? Dlaczego mamy „bogatą północ” i „biedne południe”? Ekonomiści zajmują się tym problemem nie od dziś. Według mnie na pewno nie można wszystkiego sprowadzić do pracowitości jednych narodów i lenistwa innych (według teorii liberalnych), ani do wyzysku klasy wyższej wobec klasy niższej (teorie lewicowe). Postaram się pokrótce przedstawić jak widzi powyższe kwestie  Landes.
„Dziś już wiemy, że tam gdzie własność  znajduje się w niepewnej sytuacji, ginie przedsiębiorczość, a rozwój ulega zahamowaniu.”
Książka przedstawia dzieje świata z punktu widzenia jego gospodarczego rozwoju. Rozwój cywilizacji, nauki i techniki, a przez to rozwój gospodarki, nie postępował równomiernie we wszystkich państwach. Był zależny od wielu czynników, z ważniejszych wymieniając chociażby: klimat, położenie, religię, mentalność, czynniki zewnętrzne. Ostatecznie w tym cywilizacyjnym wyścigu na czoło wysunęła się Europa. Ostatnie tysiąc lat to bezsprzecznie okres dominacji naszego kontynentu. To z krajów europejskich wywodziło się większość najwybitniejszych naukowców, artystów, filozofów. To Europejczycy skolonizowali cały świat, oni i ich potomkowie nadali mu w dużej mierze dzisiejszy kształt.
„Najlepszym sposobem na zrozumienie problemu jest zadanie pytania: W jaki sposób bogate kraje stały się aż tak bogate? Dlaczego biedne kraje są aż tak biedne? Dlaczego Europa (Zachód) stanęła na czele tych, którzy zmieniają świat?”
Kiedy Europa zaczęła odskakiwać reszcie świata? Grunt został przygotowany już w starożytności w czasach demokracji ateńskiej i Republiki Rzymskiej. Obywatele mieli gwarantowane przez państwo pewne prawa, szanowano ich podmiotowość, a w zamian oni czuli się odpowiedzialni za swoją wspólnotę. Łatwiej jest o rozwój kiedy człowiek wie, że to na co pracuje nie zostanie mu zabrane. W despotiach wschodu, z Persją na czele, gdzie władza opierała się na strachu i wyzysku, mieszkańcy zamiast o bogaceniu się musieli myśleć o tym, jak przeżyć kolejny dzień. Oczywiście bywały różne czasy na Starym Kontynencie, ale wolnościowe idee przez wieki stały się częścią europejskiej tożsamości. Potem nastało Chrześcijaństwo, które także ograniczyło despotyczne zapędy władców. Za despotów nikt nie umiera.
„Zachodnie chrześcijaństwo zdobyło się na potępienie ambicji ziemskich władców. W sposób  pośredni chroniło to własność prywatną. Ziemscy władcy nie mogli sobie dowolnie poczynać, a nawet Kościół, zastępstwo Boga na Ziemi, nie mógł lekceważyć praw i zabierać tego co chciał.”
Po pierwsze więc mentalność, a po drugie stabilność. Kiedy Europa poradziła sobie z zagrożeniami zewnętrznym (Awarowie, Wikingowie, Arabowie, Mongołowie), a nawet sama zaczęła przechodzić do ofensywy (Rekonkwista, Krucjaty) nic już nie stało na przeszkodzie na drodze do swobodnego rozwoju. Zaraz się niektórzy zapytają, jakiego rozwoju? W średniowieczu? Co by jednak nie mówić, w tym okresie rewolucja gospodarcza stała się faktem. To wtedy znaleziono nowe zastosowania dla energii, a z tym nastąpił przyrost pracy. Zastosowano nowe techniki uprawy roli (trójpolówka), narzędzia, zwierzęta, co pozwoliło na zwiększenie produkcji żywności. Wraz ze stopniowym upadkiem systemu feudalnego następowały migracje ludności do miast, co stworzyło zalążki pracy nakładczej i upadku monopolu cechów. Wreszcie to wtedy wynaleziono bądź udoskonalono takie wynalazki jak: koło wodne, okulary, zegar mechaniczny, druk i proch strzelniczy. Autor wyjątkowo trafnie opisuje szczegółowo wielkie znaczenie tych wynalazków. Bez okularów nie powstałyby skomplikowane urządzenia nawigacyjne, mechanizm zegarów i kół wodnych stanowiły później podstawę do budowy innych maszyn. Przede wszystkim jednak czas stał się czymś mierzalnym. Człowiek wreszcie mógł zacząć funkcjonować w oparciu o czas odmierzany przez maszynę, a nie zjawiska przyrodnicze, co umożliwiło poprawę dyscypliny pracy.
„Naturalna ciekawość świata, kolonie i rozwój naukowy”
W średniowiecznej Europie prężnie zaczęły działać ośrodki akademickie. Wymianie poglądów sprzyjał wspólny język łaciński. Profesorowie i studenci podróżowali po całym kontynencie przenosząc ze sobą nowe myśli i idee. Druk upowszechnił wiedzę, a przede wszystkim umożliwił jej utrwalenie dla przyszłych pokoleń. Każde przyszłe odkrycie lub wynalazek były możliwe dzięki wiedzy skumulowanej w już wydanych publikacjach. Do tego wszystkiego dochodziła naturalna ciekawość świata człowieka i ambicje europejskich władców. Od wieków wśród ludzi krążyły opowieści o mitycznych krainach pełnych złota. Do Europy przez kupców arabskich docierały niezwykłe towary z Bliskiego Wschodu, Indii i Chin. Zbyt długo te krainy czekały na odkrycie. Wraz z postępem technicznym w dziedzinie żeglugi i nawigacji, dalekie wyprawy stały się możliwe. Pierwsi wyruszyli Portugalczycy i Hiszpanie, następnie Holendrzy, Francuzi i Anglicy. Nie każdy kraj wyniósł z odkryć Nowego Świata tyle samo. Jedni skupiali się na rabunkowej eksploatacji dającej chwilowe zyski (np. Hiszpania) inni stawiali na handel (Anglia, Holandia). Łatwy zysk przeciwko ciężkiej pracy, czas pokazał kto lepiej na tym wyszedł. Przy temacie kolonii nie można pominąć tematu niewolnictwa. Autor próbuje odpowiedzieć na pytanie: czy kraje Europy zawdzięczają swoje bogactwo dzięki niewolnictwu? Jeżeli tak to w jakim stopniu?
„Gdy nic Europejczykom nie zagrażało mogli zacząć się rozwijać, zobaczyli, że są silniejsi od innych”
Kilka wieków stopniowego rozwoju doprowadziło w końcu do rewolucji przemysłowej, która wywróciła do góry nogami dotychczas znany świat. Nawarstwienie wiedzy i umiejętności w końcu doprowadziły do przełomu. Maszyny zaczęły zastępować siłę ludzkich mięśni, człowiek zaczął wykorzystywać świadomie energię nieożywioną do własnych celów. Nastąpił szybki wzrost wydajności, a wraz z nim dochodu na osobę. Po raz pierwszy zarówno gospodarka jak i nauka rozwijały się wystarczająco szybko, by zapewnić nieustanny dopływ nowych ulepszeń. Od tego momentu rozwój uległ znacznemu przyspieszeniu. Kto był na fali stawał się bogatszy, kto się na nią nie załapał, stawał się jeszcze biedniejszy. 
Dlaczego do Rewolucji Przemysłowej doszło w Wielkiej Brytanii a nie np. w Chinach? Nie mniej ciekawe od opisania przyczyn sukcesu Europy jest opisanie przyczyn porażki pozostałych cywilizacji. Ludy indiańskie w Ameryce, czy plemiona Afryki, z wielu przyczyn nigdy nie osiągnęły wysokiego potencjału rozwoju. Nie można tego jednak powiedzieć o świecie arabskim, Indiach i Chinach. W poszczególnych etapach historii świata to one były na czele rozwoju, chwilami dość znacząco przed Europą. A jednak w pewnym momencie zatrzymały się w rozwoju i zostały podbite lub podporządkowane krajom europejskim. Tak w dużym skrócie przyczyny leżą głównie w różnicach spowodowanych religią i polityką władców. Złoty wiek islamu skończył się kiedy do głosu zaczęły dochodzić bardziej konserwatywne odłamy, które wyżej niż rozwój człowieka stawiały ścisłe posłuszeństwo Allahowi. Nastąpił zastój kulturowy, a kto stoi w miejscu ten się w końcu cofa. Po co szukać różnych rozwiązań, skoro na wszystko odpowiedzią jest Koran? Z kolei w Chinach, w których wiele wynalazków powstało zanim te pojawiły się w Europie, problemem była polityka władców, którzy nie sprzyjali innowacyjności. Konfucjanizm panujący w Chinach ostrożnie podchodził do nowinek, które równie dobrze mogły być pożyteczne państwu, jak i mogły być zagrożeniem dla władcy. Bezpieczniej było patrzeć na nie podejrzliwym okiem. Poza tym wiedza nie była nigdzie zapisywana, nie istniała społeczność akademicka jak w Europie, dlatego często zdarzało się tak, że wynalazki i odkrycia były zapominane na wiele lat i potem były odkrywane ponownie. Do porażki Chin i Indii przyczyniła się ponadto poczucie wyższości ich władców wobec europejskich przybyszów i niechęć do wprowadzania reform. Wydaje się, że Chiny odrobiły już lekcję z przeszłości i powoli dołączają do grona państw potężnych i bogatych.
Krótko podsumowując, przepis na bogactwo kraju wydaje się prosty. Trzeba stawiać na innowacyjne rozwiązania, które potem można sprzedać. To co może zrobić każdy nigdy nie będzie warte tyle co mogą zrobić nieliczni. Przede wszystkim jednak ważna jest produktywność. Teoretycznie jest wielu informatyków na świecie, ale jeden poradzi sobie z problemem w godzinę, a inny w dwa dni. W jednej fabryce w tydzień skręcą 100 a w innej 500 samochodów. Innowacyjność + produktywność = bogactwo. Takie różnice mierzone w skali całego kraju, na przestrzeni wielu lat, stanowią podstawę bogactwa kraju. Wszystko osiągane ciężką pracą, kosztem wielu wyrzeczeń. Na koniec cytat z książki, jakże prawdziwy:

"Żyjemy w epoce deserów. Chcemy, żeby wszystko było słodkie, zbyt wielu z nas pracuje, żeby żyć, a żyje po to, by być szczęśliwymi. Nic w tym zdrożnego, tylko że taka postawa nie sprzyja wysokiej produktywności. Chcecie ją osiągnąć? Powinniście więc żyć po to, by pracować, a szczęście uzyskiwać jak produkt uboczny."