wtorek, 27 września 2016

III spotkanie klubu dyskusyjnego "Czytaj i pij" - relacja


Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej :) Tym razem nie było dla nas miejsca w Blues Brothers, ale i tak poradziliśmy sobie. Pobiliśmy rekord frekwencji, wszyscy byli dobrze przygotowani do dyskusji, a dzięki temu spotkanie stało na wysokim poziomie merytorycznym. Każdy mógł się wypowiedzieć i fajnie, że nikt się specjalnie nie krępował. Co czytelnik to inna opinia, a piwo i miła atmosfera sprzyjają swobodnej dyskusji. Cieszą nowe osoby na spotkaniu, mam nadzieję, że spotkamy się także na następnych spotkaniach. Zachęcam wszystkich zainteresowanych, którzy chcą spróbować czegoś nowego i dobrze się przy tym bawić.

On wrócił pozwoliło nam poruszyć wiele różnych tematów, zarówno na temat samego Hitlera, jak i społeczeństwa, które dawało i wciąż daje się ogłupiać. Pobawiliśmy się też trochę w spekulacje na temat możliwych wydarzeń i ewentualnych konsekwencji. Dostrzegliśmy jak historia powtarza się na naszych oczach. Więcej o samym On wrócił napiszę w oddzielnym wpisie.
 

Nie mogło już tradycyjnie zabraknąć gry, która szybko pozwoliła zapoznać się wszystkim uczestnikom spotkania. Tym razem padło na Avalon, mieszankę gry towarzyskiej i psychologicznej, podobnej nieco do starego reality show Agent. Część graczy musi wypełnić zadanie, a część robi wszystko, aby do tego nie doszło. Żaden z graczy nie wie jednak kto jest kim. Dobra gadka, umiejętność skierowania podejrzeń na inne osoby są tutaj bardzo w cenie.

W sobotę umieściłem na blogu ankietę z propozycjami książek na następne IV spotkanie "Czytaj i pij". Większością 57% głosujących wygrała książka Mężczyzna, który pomylił swoja żonę z kapeluszem - Oliviera Sacks'a i ten tytuł weźmiemy na rozkład na spotkaniu za jakiś miesiąc. Szczegóły wydarzenia ogłoszę wkrótce. Życzę miłej lektury i do zobaczenia!






















niedziela, 25 września 2016

Podsumowanie serii. Pan Lodowego Ogrodu - Jarosław Grzędowicz

Długie serie książkowe mają to do siebie, że trzeba poświęcić im dość dużo czasu. Przy tym nie mamy gwarancji, że historia będzie trzymała w miarę równy poziom od początku do końca. Pierwsza książka serii może być wciągająca, a pozostałe będą jedynie przeciętniakami jadącymi na opinii pierwszej. Każdy czeka na jakiś przełom, a może się okazać, że ten nigdy nie nadejdzie. Straconego czasu nikt nam nie zwróci i jest to wielki problem. No dobra, co najwyżej problem pierwszego świata, porównywalny z roztapianiem się czekolady w upał ;)

Przy okazji ostatniego wpisu dotyczącego Pana Lodowego Ogrodu, tj. po przeczytaniu tomów I i II, obiecałem, że podzielę się swoimi wrażeniami po przeczytaniu tomów III i IV. Tym sposobem przeczytałem całą historię dziejącą się na planecie Midgaard do końca. Jarosław Grzędowicz nie spieszył się zbytnio z pisaniem kolejnych części, co wyszło serii tylko na dobre. Nie miałem ani przez chwilę poczucia pisania na odwał, z perspektywy całości można powiedzieć, że nie ma fragmentów, które byłyby zbędne. Oczywiście, zdarzają się rozdziały przejściowe, w których niewiele ciekawego się dzieje, ale są one niezbędne, aby akcja była płynna i poukładana. Stanowią niejako wstęp i zawiązanie akcji do dalszych wydarzeń. Wątpię żeby książka była ciekawa, gdyby bez przerwy była jakaś sieka. Co za dużo to nie zdrowo :)

W tomie III i IV poznajemy w końcu czym jest ten cały Lodowy Ogród i kto stoi na jego czele. Vuko odkrywa coraz więcej tajemnic tego świata, a drugi bohater - Tendżuk (częściej nazywany Filar) przemierza z pewnymi trudnościami świat, aby odnaleźć swoje przeznaczenie. Dotychczasowe ofiary powoli podnoszą głowę i nie czekają już tylko na ruch swoich wrogów. Wszystko zmierza ku ostatecznej bitwie.

Zakończenie jest całkiem niezłe, chociaż nie da się ukryć, że część domyśli się go w trakcie lektury. Niemniej parę razy Grzędowicz potrafi zaskoczyć. Jeżeli miałbym się czegoś przyczepić to może tylko brakiem większego skupienia na antagonistach serii. Kim naprawdę są? Dlaczego tak postępują? Co ich do tego skłoniło? Poniekąd jest to spowodowane sposobem narracji powieści (z perspektywy 2 głównych bohaterów) i brakiem wszechwiedzącego narratora. Nie jest tak, że nie wiadomo nic, bo na podstawie książki bez problemu można sobie wyobrazić jakimi są ludźmi. Pojawiają się w relacjach innych bohaterów, którzy wygłaszają swoje opinie, ale wciąż jest to opisanie w sposób pośredni. Antagoniści zawsze mnie ciekawili, dlatego o tym piszę, być może autor uznał, że zostali przedstawieni wystarczająco.

Aż chciałoby się kolejnych tomów, rozpisania bardziej niektórych wątków. Tylko, czy wtedy Pan Lodowego Ogrodu byłby lepszy? Mogłoby to wyjść serii na dobre, ale równie dobrze zabić dobrą historię. Nie ma nic gorszego niż seria, która z każdym kolejnym tomem staje się pośmiewiskiem, a o ciekawym początku wszyscy zapomnieli. Dobry pisarz wie kiedy skończyć i wziąć się za coś nowego. Jarosław Grzędowicz miał doskonałe wyczucie i tak mamy historię kompletną.

sobota, 24 września 2016

Ankieta - książka na IV spotkanie "Czytaj i pij"

Tym razem z powodu dużej ilości ciekawych propozycji, wybór książki, którą przeczytamy na następne spotkanie, nie został dokonany od razu przy piwie. Uczestnicy zgodnie zdecydowali, że w takim wypadku przemyślimy sprawę na spokojnie i dopiero wówczas wybierzemy najciekawszą pozycję. No dobra, po prostu wszyscy chcieli jak najszybciej grać w Avalona:P

Poniżej zamieszczam krótkie opisy zaproponowanych książek wraz z linkami do serwisu lubimyczytac.pl. Po zapoznaniu się z opisami (albo i bez tego) oddaj głos w ankiecie, która znajduje się w prawej stronie. Książkę, która uzyska najwięcej głosów do poniedziałku do godziny 23:59, przeczytamy i obgadamy na wszystkie możliwe sposoby na spotkaniu w październiku. W razie równej ilości głosów, ostateczną decyzję podejmę ja. Do dzieła!



1. Wanna z kolumnadą. Reportaże o polskiej przestrzeni - Filip Springer

Polska miała jeden z najlepszych systemów planowania przestrzennego w Europie, a wiele krajów podpatrywało go i wdrażało u siebie. Na przykład Niemcy. Tak było przed wojną. Po wojnie system został scentralizowany. A w nowej Polsce nikt nie planuje ani centralnie ani przestrzennie.
Bo planowanie przestrzenne jest nudne i sprowadza się do ustaw, przepisów, wykresów, szkiców i terminologii. Zamiast planowania mamy więc wszechobecny chaos. Filip Springer uparł się jednak i postanowił znaleźć w tym szaleństwie jakąś metodę. Nie zaważając na zagradzające mu drogę płoty, meandrując pomiędzy setkami billboardów, przemierzał Polskę wszerz i wzdłuż. Jeździł po miastach i miasteczkach, ulicach widmach, przedmieściach bez dróg i chodników, przekraczał mosty nad nieistniejącymi rzekami, rozmawiał z urzędnikami, naukowcami, architektami i mieszkańcami nowych osiedli o obiecujących nazwach, które w rzeczywistości okazały się miejscami wygnania. Na Śląsku znalazł egipską piramidę, w Jelonkach coś w rodzaju Partenonu, a pod Warszawą wenecki pałac. Przy okazji określił też nową jednostkę chorobową – pastelozę.

I tak z pozornie nieinteresującego nikogo, nudnego zagadnienia powstała pasjonująca opowieść o kraju, w którym żyjemy, i ludziach, którzy tworzą naszą rzeczywistość. Trochę straszna, ale i czasami śmieszna. To historia o ładzie przestrzennym, czyli o czymś, „o czym każdy w Polsce słyszał, ale nikt od dawna tego nie widział”

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/136858/wanna-z-kolumnada-reportaze-o-polskiej-przestrzeni

2. Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem - Oliver Sacks


Książka Olivera Sacksa, angielskiego neurologa i psychiatry, z pozoru tylko podejmuje wąsko rozumianą tematykę medyczną związaną z neuropsychologią czy też z neurologią. Neuropsychologia, tak jak kiedyś psychoanaliza, jest pasjonującą dyscypliną naukową nie tylko dlatego, że poszerza naszą wiedzę o psychice człowieka, ale również dlatego a może przede wszystkim że studiowanie tych zagadnień nieodmiennie prowadzi czytelnika do postawienia sobie zasadniczych pytań egzystencjalnych. Tematem tej dziwnej, ale wspaniałej książki jest analiza tego, co się dzieje, kiedy następują jakieś zmiany w mózgu, o których większość z nas nawet nie ma pojęcia... Doktor Sacks pokazuje, jakie lęki drzemią ukryte w naszych umysłach i jak niewiele potrzeba, by się ujawniły.


http://lubimyczytac.pl/ksiazka/26654/mezczyzna-ktory-pomylil-swoja-zone-z-kapeluszem

3. Inne pieśni - Jacek Dukaj

Nie science fiction, nie fantasy, nie historia alternatywna lecz rzecz dzieje się w innej Europie, w innym świecie, gdzie prawa rządzące rzeczywistością bliższe są domysłom Arystotelesa na temat Formy i Materii, aniżeli teoriom Newtona i Einsteina pisał o Innych pieśniach Jacek Dukaj. Ten niezwykły obraz świata rządzonego przez Formę, zbudowanego z pięciu żywiołów, podporządkowanego teoriom Empedoklesa i Arystotelesa, w którym nowożytna nauka jako pogląd z gruntu fałszywy nigdy się nie rozwinęła, przyniósł autorowi aż trzy prestiżowe nagrody. Książka do czasu premiery Lodu uznawana była przez krytyków i czytelników za najlepszą powieść w jego dorobku.

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/3943/inne-piesni

4. Uległość - Michel Houellebecq

Wydana w dzień zamachu na redakcję „Charlie Hebdo” książka przedstawia wizję przyszłości inną niż wszystkie.


Franҫois, wykładowca literatury na Sorbonie, wiedzie spokojne i raczej samotne życie. Doktorat i habilitacja poświęcane dziewiętnastowiecznemu prozaikowi Jorisowi-Karlowi Huysmansowi przyniosły mu szacunek i popularność w środowisku naukowym, a jego nazwisko jest rozpoznawalne w gronie specjalistów. Kolejne dni upływają mu na prowadzeniu zajęć, pisaniu artykułów lub przelotnych romansach, a jedynym punktem odniesienia w monotonnej rzeczywistości jest francuska scena polityczna. Punktem kulminacyjnym i nowym początkiem staje się rok 2022 i wybory, w których triumfuje Bractwo Muzułmańskie. Dziedziną, która szczególnie interesuje się przewodząca partia i prezydent Mohammed Ben Abbes, jest edukacja. To tam szybko następują największe zmiany – od nazw uczelni, przez weryfikację wyznania i strojów obowiązujących uczennice, po ograniczenie edukacji dla dziewcząt.

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/311305/uleglosc

5. Bóg jest czerwony. Opowieść o tym jak chrześcijaństwo przetrwało i rozkwitło w komunistycznych Chinach - Liao Yiwu

Gdy dziennikarz Liao Yiwu po raz pierwszy zetknął się z żywiołową chrześcijańską społecznością w oficjalnie świeckich Chinach, niewiele wiedział o chrześcijaństwie. Co więcej, uczono go, że religia jest złem, a wyznają ją tylko ludzie sprowadzeni na manowce, sekciarze lub imperialistyczni szpiedzy. Jednak jako autor dzieł w Chinach zakazanych, a nawet karanych więzieniem, Liao czuł pewne pobratymstwo z chińskimi chrześcijanami, którzy tak jak on niezłomnie domagają się prawa do wolności wypowiedzi i poszukują znaczenia w pełnym sprzeczności społeczeństwie. Nie chcąc, by jego naród stracił pamięć o przeszłości ani by odrzucał teraźniejszość, Liao podjął się dokumentowania nieznanych wcześniej historii nieugiętych wyznawców, których wiary w Boga totalitarnym władzom nie udało się złamać.

Ta mimo wszystko triumfująca opowieść o kościele rozkwitającym na przekór wszelkim przeciwnościom jest zarówno przejmującą rozmową o polityce i duchowości, jak wzruszającym hołdem oddanym niezłomnym pasterzom wiary, którzy stanowią dowód, że rząd totalitarny nie może sprawować kontroli nad tym, co znajduje się w ludzkich sercach. 

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/212833/bog-jest-czerwony-opowiesc-o-tym-jak-chrzescijanstwo-przetrwalo-i-rozkwitlo-w-komunistycznych-chin

6. Solaris - Stanisław Lem

W Solaris Stanisław Lem podejmuje jeden z najpopularniejszych tematów literatury fantastycznej - temat Kontaktu. Z obcą cywilizacją, odmienną formą życia, a może po prostu z Nieznanym, tego Lem jednoznacznie nie dopowiada. Być może dlatego Solaris po kilkudziesięciu lat od pierwszego wydania wciąż fascynuje.

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/133717/solaris

7. Pasażerka - Zofia Posmysz

Lata 60. XX wieku, rejs liniowca z Europy do Ameryki Południowej. Idylliczny nastrój podróżujących bohaterów pryska jak mydlana bańka, kiedy była nadzorczyni obozu koncentracyjnego spostrzega wśród pasażerów okrętu osobę łudząco podobną do pewnej więźniarki z Auschwitz.

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/63171/pasazerka

czwartek, 22 września 2016

Wsi rozpustna, wsi wesoła. Raz w roku w Skiroławkach - Zbigniew Nienacki

"Hej, hej, Skiroławki, kochany kurwidołek".


Wieś zajmuje w naszej kulturze miejsce szczególne. Sławił ją Jan Kochanowski w "Pieśni świętojańskiej o Sobótce" pokazując prowincję jako miejsce bliskie naturze, gdzie żyją ludzie szczęśliwi, pracowici i moralni. Wieś jawi się jako ostoja tradycji i religijności. To miejsce gdzie wszyscy się znają i nawzajem sobie pomagają. Niejeden zapewne powie, że prawdziwa Polska jest tak naprawdę w jakiejś polskiej wsi, w kościele na niedzielnej mszy o 12. W tym pędzącym do granic możliwości świecie, tutaj jest miejsce gdzie można odpocząć i żyć spokojnie. Tak trudno o to w miastach, gdzie w tłumie każdy jest anonimowy i łatwo ulega pokusom. Zresztą sam doświadczyłem tego jak często w Polsce postrzega się wieś. We Wrocławiu facet, od którego wynajmowałem pokój na weekend, autentycznie zachwycał się, że jestem z Lublina (przyzwyczaiłem się, że zazwyczaj ludzie z "Polski A" mają wszystko na wschód od Wisły za jedną wielką wiochę). Podkreślał, że tam ludzie są jeszcze normalni, kierują się moralnością i nie są dotknięci tymi wszystkimi zgniłymi nowinkami jak w Warszawie i innych dużych miastach.




Jednak czy taki obraz ma coś wspólnego z rzeczywistością, czy jest tylko mitem, w który ludzie chcieliby wierzyć? Być może prościej jest w coś takiego wierzyć zamiast bardziej zgłębić temat. Przecież równie dobrze można stworzyć inny obraz wsi, obecny czasami w niektórych horrorach. Miejsca, które jest na uboczu wszystkiego, gdzie nie dochodzą najnowsze obyczaje, a ostoja tradycji jest w istocie bastionem zacofania i kołtuństwa. Gdzie żyją ludzie ograniczeni, prymitywni i pełni obłudy. Nie ma żadnej prywatności, każdy wie o sobie wszystko, a główną rozrywką jest picie pod sklepem, plotkowanie i osądzanie innych (przy tym samemu uważając się za papieża lub Matkę Teresę z Kalkuty).

"Wszystkie kobiety mają takie same, tyle, że niektóre są lepiej umyte."

Obraz wsi spokojnej i wesołej, a zarazem grzesznej i przerażającej został przedstawiony w książce Raz w roku w Skiroławkach Zbigniewa Nienackiego. Autor jest niektórym zapewne znany z książek o przygodach Pana Samochodzika, skierowanych do dzieci młodzieży. Coś tam chyba i ja kiedyś czytałem w podstawówce, ale zdążyłem już o tym zapomnieć. W każdym razie książka nie jest adresowana do młodszego czytelnika, a w szczególności nie jest dla tych co zakrywają oczy przy scenach łóżkowych podczas oglądania filmów. Książka jest pełna seksu i erotyki. Seks romantyczny, prymitywny, w każdej pozycji, każdy z każdym i przy każdej okazji. Autor opisuje wszystko bardzo wizualnym językiem, podobnym do tego, którego używał Mario Puzo do opisania sceny miłosnej pomiędzy Sonnym Corleone a jego kochanką w Ojcu chrzestnym. Kiedy książka została wydana (początek lat 80) wywołała niemały skandal. Dzisiaj raczej nie robi już takiego wrażenia na zwykłym czytelniku jak kiedyś, chociaż dalej wydaje mi się, że seks jest w literaturze traktowany dość wstrzemięźliwie. Mężczyźni bez przerwy przecież myślą o seksie, a kobiety jeszcze częściej, więc dlaczego w tych wszystkich romansidłach spycha się go na dalszy plan? Sukces 50 twarzy Greya nie może być przypadkiem, bo niezależnie od tego jak beznadziejna jest to książka (nie czytałem, więc opieram się na opiniach znajomych), dostrzegła pewną niszę na rynku.

"Doktor Niegłowicz musi upokorzyć kobietę zanim w nią wejdzie."
Akcja powieści jest podzielona na pory roku, co jest niewątpliwie nawiązaniem do Chłopów Władysława Reymonta. Podobnie jak w tamtej powieści, nie ma jednego głównego bohatera. W każdym rozdziale opisane są wydarzenia z życia innego mieszkańca Skiroławek, bądź porusza się pewne zagadnienie. Raz w roku w Skiroławkach pokazuje perypetie zarówno prostych chłopów, gospodyń wiejskich, jak i malarza, pisarza oraz doktora. W szczególności postać doktora - Jana Krystiana Niegłowicza wyróżnia się na tle innych bohaterów. Przeczytałem w jakiejś innej recenzji, że Zbigniew Nienacki przeniósł na tego bohatera wiele swoich cech charakteru i poglądów na życie* (sam mieszkał w podobnej mazurskiej wsi). Każda akcja z doktorem jest często jedynie pretekstem do przekazania swojej wizji świata i innych przemyśleń. Raz zabawnych, raz poważnych, na pewno takich, z którymi nieraz mogłem się zgodzić (zapisałem sobie zresztą wiele cytatów). Jest to postać, która budzi sympatię i kieruje się w życiu pozytywnymi wartościami, przede wszystkim sprawiedliwością. Przy tym doktor Niegłowicz jest inteligenty i trafnie postrzega rzeczywistość. Pozostali bohaterowie (może poza księdzem proboszczem) nie są już tak kryształowi. Nie ma chyba grzechów głównych, których nie dopuszczają się mieszkańcy Skiroławek. Chciwość, zawiść, zdrady małżeńskie, pijaństwo, rozpusta, to wszystko nie jest im obce. Raz w roku w Skiroławkach można poniekąd nazwać studium wiejskiej patologii, aczkolwiek nie skupia się wyłącznie na niej. Fakt, że w powieści jest jej więcej, ale w normalnym życiu tak samo rzuca się w oczy, podczas gdy dobrzy i uczciwi ludzie żyją w cieniu.

"Sam wybierz między prawem i sprawiedliwością. Prawo jest w książkach, a sprawiedliwość zawiesiła konopny sznur na konarze."

Autor porusza również we wspomnieniach trudną historię Mazur po II Wojnie Światowej. Mieszkańcy tych terenów czuli swoją odrębność, nie byli ani Niemcami, ani Polakami. Bywało, że jeden sąsiad walczył w Wehrmachcie, a drugi był partyzantem organizacji podziemnych. Gdy przyszli żołnierze radzieccy kobiety były masowo gwałcone, a mężczyźni zabijani. W ZSRR nie zadali sobie trudu badania przynależności etnicznej mieszkańców Skiroławek. Każdy mieszkający na terenie Rzeszy był dla nich Niemcem, którym należało gardzić. Wojna czyniła z ludzi morderców, którzy tracili wszelkie wartości moralne. Człowiek mógł zabić dla zwykłej kromki chleba. Zakończenie wojny nie przyniosło wcale spokoju. Podczas gdy wielu "Niemców" wysiedlono, na ich miejsce sprowadzono ludzi z innych, często odległych krańców Polski. Powstawały konflikty pomiędzy miejscowymi, a nowo przybyłymi, którzy nie mieli duchowego związku ze swoim nowym miejscem zamieszkania. Wszędzie grasowały bandy rabusiów i szabrowników. Prawo nie istniało, a ludzie wymierzali sprawiedliwość na własną rękę. Prawdziwy Dziki Zachód, bardzo dosadnie przedstawiony w filmie Róża Wojciecha Smarzowskiego. 

"W otaczającej rzeczywistości ten zawsze tryumfował, kto potrafił przekonać innych ludzi do swej artystycznej prawdy."

Powyższa gwiazdka przy zdaniu o autorze Zbigniewie Nienackim nie jest przypadkowa. Poza tym, że był świetnym pisarzem, był też współpracownikiem służby bezpieczeństwa, utrwalającym z pełnym przekonaniem władzę ludową, ojcem zostawiającym rodzinę, aby robić karierę, wieloletnim członkiem ORMO, PZPR, a także członkiem Państwowej Rady Ocalenia Narodowego popierającej Stan Wojenny. Z pewnością wielu nie nazwałoby go przyzwoitym człowiekiem. Co innego jednak prawda rzeczywista, a co innego "prawda artystyczna". Tę teorię Nienacki przemycił do Raz w roku w Skiroławkach w osobie mieszkańca wsi, pisarza Nepomucena Lubińskiego. On bowiem ile razy w życiu posługiwał się kłamstwem, tworzył historie niemające nic wspólnego z rzeczywistością, tyle razy miał w życiu powodzenie. W innym przypadku spotykał się z odrzuceniem lub brakiem zainteresowania. Dla pisarza, którym był także Nienacki, jest to zawodowe samobójstwo. Być może także Nienacki wyszedł z podobnego założenia i przedstawiał się z lepszej strony niż był w rzeczywistości. Usprawiedliwiał swoje postępowanie, widział w tym jakiś cel. Przy okazji książek o Panu Samochodziku, także przyznał, iż ten godny naśladowania bohater to w istocie on sam. Niezależnie od tego jakim człowiekiem w rzeczywistości był Zbigniew Nienacki, jego bohaterowie będą stanowili wzór dobrego człowieka jeszcze długo, pomimo, że autor, który ich wymyślił, już dawno nie żyje.
 
Kłobuk siedzący na płocie

Raz w roku w Skiroławkach to świetna powieść obyczajowa i studium osobowości człowieka. Zawiera wiele mądrych przemyśleń na różne tematy. Jest także wątek kryminalny, związany z seryjnym mordercą zabijającym kobiety we wsi. Pojawiają się również odniesienia do wierzeń ludowych, przede wszystkim do mitycznej postaci Kłobuka, złego ducha, zapewniającego jednak gospodarzom szczęście (fakt, że kosztem innych). Naprawdę ciężko napisać o wszystkim co ta powieść ma do zaoferowania. Szkoda, że ani w momencie wydania, ani dzisiaj nie doczekała się należytego uznania. Książka nie jest łatwa do zdobycia, od ponad 30 lat chyba nikt jej jeszcze ponownie nie wydał. Na szczęście dla chcącego nic trudnego, a uważam, że jak najbardziej warto.

środa, 24 sierpnia 2016

Rosyjska Apokalipsa. Metro 2033 - Dmitrij Głuchowski

Obiecałem napisać jeszcze parę słów odnośnie Metro 2033. Wspomniałem w poprzednim wpisie o tym, że lektura tej książki lekko mnie rozczarowała. Według mnie powieść jest raczej przeciętna, akcja słabo poprowadzona i nie jest to literacki majstersztyk. Czy wobec tego żałuję, że ją przeczytałem? W żadnym wypadku. Narzekania zostawię sobie na koniec, a najpierw o tym, co mi się podobało, co mnie zainspirowało, ewentualnie zmusiło do przemyśleń.

1) Autor Metro 2033 - Dimitrij Głuchowskij jest zaprzeczeniem typowego Rosjanina.

Nie chodzi oczywiście o brak znajomości języków obcych przez Rosjan. W serii Autostopem na Kołymę student z Polski przemierza autostopem całą Rosję, poznając przy okazji mieszkających tam ludzi. Publikowane na youtubie filmiki dają nam pewien obraz typowego Rosjanina. Pomijając jakieś patologie typu pijacy albo cwaniacy, których nie brakuje także i u nas, Rosjanie są gościnnymi, chętnymi do bezinteresownej pomocy ludźmi, którzy przy tym potrafią się dobrze bawić. Wszystko jest cacy dopóki rozmowa nie zejdzie na tematy historyczne lub polityczne. Tutaj bowiem wykazują zaskakującą podatność na propagandę ładowaną im do głów w szkołach, pracy, a zwłaszcza w państwowej telewizji. Katyń? To robota Niemców. Atak na Polskę we wrześniu 1939? Nie było. Podporządkowanie Polski ZSRR? Wyzwalanie od faszyzmu. Podobnie ma się sprawa z postrzeganiem rosyjskich realiów, czy oceny ZSRR. Zwłaszcza Związek Radziecki to według większości Rosjan chwalebna karta w dziejach. Kraj silny (przede wszystkim), który rozdawał karty na świecie, z którym każdy się liczył. Ludzie chcieliby, aby te czasy wróciły. Skoro w kraju panuje bieda, duże rozwarstwienie społeczne, korupcja, naruszanie praw obywatelskich, to przykryjmy to wszystko poczuciem, że Rosja jest silna. Rosja jest też oczywiście zawsze po "dobrej" stronie. Jeżeli atakuje, zbroi się, prześladuje to tylko dlatego, że to wstrętne USA/NATO/Imperialiści chcą zaszkodzić Matce Rosji.

Dmitrij Głuchowski prezentuje trochę inne podejście. Z tego co o nim przeczytałem, krytykuje on aktualną sytuację w Rosji. Poza tym, że jest pisarzem, jest również dziennikarzem. Postuluje pełną demokratyzację kraju, krytykuje Putina i naruszanie przez niego praw obywatelskich. Potrafi również krytycznie spojrzeć na historię Rosji. Ilu jest takich Rosjan? Wystarczy sobie przypomnieć jakie było masowe poparcie przy zajmowaniu Krymu, czy prowadzeniu działań wojennych na Ukrainie. Jedna, wielka, ogłupiona masa. W wywiadzie dla Gazety Wyborczej (http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,17796859,Dmitrij_Gluchowski__Najwiecej_krzywdy_Rosjanom_wyrzadzili.html) Głuchowski powiedział między innymi:

- Uważam się za patriotę, natomiast jestem w stanie odróżnić coś, co jest umiłowaniem ojczyzny, od tego, co nazywam szalonym nacjonalizmem. To, co działo się w XX wieku, było dla nas destrukcyjne - zarówno dla pojedynczych ludzi, ich dusz, jak i dla kraju, narodu, czegoś ponadczasowego. Dla mnie bycie patriotą oznacza życzenie sobie, by nasi przywódcy wreszcie przestali popełniać te same, kurew***e błędy co ich poprzednicy w przeszłości! Nie mam zamiaru żyć w kraju kanibali, w kraju, w którym panuje wielki głód. Nie życzę sobie, by w moim kraju moja rodzina doświadczała kiedykolwiek takich represji politycznych jak poprzednie pokolenia Rosjan. To jest nasz kraj, ojczyzna! Nie chcę, żeby władza nas niszczyła.

Czy zdajesz sobie sprawę, że najwięcej krzywdy Rosjanom wyrządzili Rosjanie? Że to nasi przywódcy byli dla nas zawsze najokrutniejsi? To oni zmieniali naszych przodków w mięso armatnie na frontach Europy, to oni doprowadzili do tego, że ludzie umierali z głodu i wyczerpania. To oni pchali naszych dziadków do walki, a gdy ci zostali pojmani przez Niemców, zapominali o nich. Przypominali sobie dopiero, kiedy wyswobodzeni z niemieckich obozów pracy jeńcy wracali do ojczyzny. I wiesz co robiła nasza władza?! Zamykała tych biednych ludzi w naszych obozach! Na wszelki wypadek! 40 milionów ludzi zginęło na froncie, w łagrach i więzieniach, umierali też z powodu głodu i chorób, których nasi lekarze nie nadążali leczyć. Dla mnie patriotyzm oznacza poszanowanie naszego życia, to respektowanie praw zwykłych obywateli naszego kraju! Chcę żyć w kraju, w którym mogę się czuć normalnie! Ja nie mówię źle o Rosji, mówię źle o ludziach, którzy rządzą naszą ojczyzną, którzy są decyzyjni, mówię źle o ludziach, którzy zamiast prowadzić nas ku przyszłości, ciągną w przeszłość.

Oczywiście Głuchowski nie jest głupi i nie naraża się na tyle, żeby narobić sobie problemów (mieszka w swoim kraju), ale w książkach potrafił przekazać parę swoich przemyśleń.  W Metro 2033 jako winni atomowej zagłady zostali przedstawieni ludzie ogółem, a nie zachodni imperialiści. Stacja WOGN symbolicznie prezentuje jak powinien wyglądać kraj demokratyczny, gdzie ludzie dbają o dobro wspólne, przy jednoczesnym poszanowaniu ich wolności. Faszyzm i komunizm w podziemiach ciemnego metra prezentuje się w całej okazałości, jako zbrodnicza i brutalna ideologia, której nie można ukryć pod płaszczykiem propagandy. Do tego groteskowo wyglądają wojny pomiędzy poszczególnymi stacjami metra w sytuacji, gdy ludzie stłoczeni są jak szczury pod ziemią, a w każdej chwili mogą ich pozabijać mutanty. W sumie mutanty są niepotrzebne, bo prędzej pozabijają się sami.

2) Głuchowski pokazuje jak zarobić i się nie narobić :)

Podobno w klimacie Metro 2033 są publikowane także inne książki, niepisane przez samego Głuchowskiego. Tworzą one razem z oryginalną trylogią Głuchowskiego (Metro 2033, Metro 2034 i Metro 2035) tzw. Uniwersum Metro 2033. Wystarczy trzymać się pewnych ustalonych przez Głuchowskiego reguł dotyczących tego uniwersum i jeżeli masz talent pisarski, twoja książka może zostać wydana z błogosławieństwem autora. Tak powstała między innymi książka Otchłań napisana przez Polaka - Roberta Szmita, której akcja dzieje się we Wrocławiu. Korzyść dla autora takiej książki, który z pomocą znanego twórcy może się wybić oraz dla Głuchowskiego, bo odpowiedni procent zysków idzie do jego kieszeni. To niewątpliwie pokazuje, że nie sztuka pracować ciężko i dużo, ale sztuka pracować mądrze. Stwórz coś co będzie potem samo na siebie zarabiać.

3) Można poznać rozkład moskiewskiego metra.

Po lekturze Metro 2033 znam rozkład stacji metra nie gorzej niż tego warszawskiego. Będąc w Moskwie nie powinienem się zgubić.


 4) Pokazuje, że człowiek jest w stanie przetrwać wszędzie i wszystko.

Może niespecjalnie odkrywcze, ale mimo wszystko budujące.

A dlaczego sama książka mogłaby być lepsza? Cóż, moja kochana żona bardzo udanie przedstawiła sposób myślenia autora przy pisaniu Metro 2033. Wyglądał on mniej więcej tak:

Hmm... No co niby będą jedli w tym metrze? No, pieczarki rosną na gównie, no ludzie srają.. Mhm tak, tak. Ale kurwa pieczarki to trochę mało. No szczury, szczury żyją w metrze. No, ale cholera. Szczury, pieczarki, no mało, mało. Dobra, to z jakiejś stacji podpitolili świnie i kury. Tak, z bazaru podpitolili świnie i kury. Git! Mają świnie, kury szczury i jeszcze pieczarki. Zajebiście. No, ale ja kurwa lubię herbatę...będą robić herbatę z grzybów! Luz wszystko, zajebiście. Drewno? A, kurwa drewno. Trzeba na czymś to upiec...Hmm.. Już wiem! To będą stalkerzy, którzy będą wychodzili i przynosili jakieś przedmioty. Zajebisty jestem! No, ale cholera, jak będą wychodzili, a tam jest promieniowanie? Luz, w nocy nie będzie tak strasznie!:P No, ale co oni będą tam robili? Przecież coś muszą. Hmm... WYŚCIGI SZCZURÓW! TAK! TO JEST TO! A tak poza tym? A te stacje? Już wiem! Będą prowadzić wojny. Tu będa faszyści, tu będzie Che Guevara, a tu będą komuniści. Ale jak to, komuniści? Nie no to muszą być na linii czerwonej, przecież komuniści są czerwoni. Będą chodzić tunelami, będzie w nich ciemno. No, ale tam powinno coś być. A chuj! Niech się boją nie wiadomo czego...



Książka sprawia wrażenie wielu luźnych przemyśleń, rozwiązań dotyczących budowy świata i akcji, które zostały tylko luźno posklejane ze sobą. Brakuje jakiejś klamry spinającej to w całość. Może czasami warto było odpuścić pewne wątki, które i tak były zrobione po łebkach, a skupić się bardziej na dopracowaniu akcji i bohaterów. Zwłaszcza główny bohater Artem jest dość płaską postacią, bez wyraźnego charakteru i celu w życiu. Za tydzień zapomnę kim on był i po co w ogóle wylazł ze swojej rodzinnej stacji. Akcja polega głównie na łażeniu od stacji do stacji, jak w grze komputerowej. Być może Metro 2033 powinno być nawet scenariuszem do gry (coś mi świta, że chyba nawet powstała), wtedy powyższe wady nie raziłyby po oczach, ba można by je nawet zamienić w zalety.


niedziela, 21 sierpnia 2016

II spotkanie "Czytaj i pij" - relacja


 

W ciepły, piątkowy wieczór odbyło się kolejne spotkanie naszego klubu dyskusyjnego. Czworo uczestników to już stali bywalcy, a miłą niespodzianką była wizyta dwóch gości z Warszawy. Miejsce było to samo co poprzednio, czyli Blues Brothers. Być może następnym razem spotkamy się gdzie indziej. Ostatnio w Lublinie otworzono całkiem sporo nowych lokali, do których warto wpaść. Możemy też pomyśleć o spotkaniu w jakimś bardziej nietypowym miejscu. Czekam na wasze sugestie.

Na potrzeby spotkania przeczytaliśmy książkę Metro 2033 Dimitrija Głuchowskiego, która opisuje zmagania ludzi walczących o przetrwanie po wojnie atomowej w moskiewskim metrze. Postapokalipsa raczej nie wzbudziła naszego wielkiego entuzjazmu. Książka nie sprostała naszym oczekiwaniom, pomimo dość wysokich ocen na różnych serwisach książkowych. Zgodnie uznaliśmy, że akcja w Metro 2033 mogłaby być poprowadzona lepiej, bohaterom (zwłaszcza głównemu) przydałoby się nieco głębi, a świat powinien zostać bardziej przemyślany. Już po przeczytaniu książki dowiedziałem się, że książka była debiutem literackim Głuchowskiego, czym można wytłumaczyć ewentualne niedociągnięcia. Szkoda, że z powodu obowiązków w dyskusji nie mógł wziąć udziału Mariusz, który zaproponował przeczytanie Metro 2033. Rozmawiałem z nim dzień później i miał bardzo ciekawe spostrzeżenia, stawiające tę pozycję w lepszym świetle.

Pomimo powyższych uwag Metro 2033 zasługuje na uwagę ze względu na podejmowaną tematykę. Całkiem niedawno jeden z amerykańskich generałów ujawnił, że Rosja ćwiczyła warianty ataku atomowego na Warszawę. Wyczuwalne jest napięcie pomiędzy państwami NATO a Rosją spowodowane konfliktem na Ukrainie. Od jakiegoś czasu nasilają się różne prowokacje i demonstracje sił. Do tego wszystkiego dochodzi niestabilna sytuacja w innych rejonach świata oraz starania poszczególnych krajów, aby zdobyć silną pozycję na arenie międzynarodowej. Biorąc pod uwagę, że Putin sprawia wrażenie człowieka zdolnego do wszystkiego, nietrudno sobie wyobrazić, że książka pisana w 2005 r. jako science fiction, może stać się szybko powieścią opartą na faktach.

Więcej o Metrze 2033 napiszę w oddzielnym wpisie w ciągu paru dni.

Po zakończeniu dyskusji przyszedł czas na wybór książki na następne spotkanie. Padły 3 propozycje:

1) Szatańskie wersety - Salman Rushdie,
bardzo głośna powieść inspirowana biografią Mahometa, której wydanie wywołało gniew w świecie muzułmańskim, a autor musiał obawiać się o własne życie,
2)

Głosowanie tym razem nie wyłoniło zwycięzcy, gdyż każda z powyższych książek otrzymała po 2 głosy. Wobec takiego wyniku, decydujący głos należał do mnie. Ponieważ już w głosowaniu po I spotkaniu On wrócił było wysoko i kilka osób chciało ją przeczytać, właśnie tę książkę przeczytamy na następne spotkanie.


Gdyby komuś nie chciało się czytać, albo miałby problemy ze znalezieniem egzemplarza książki, zawsze może obejrzeć film nakręcony na jej podstawie: http://www.filmweb.pl/film/Er+ist+wieder+da-2015-751708/descs 

Po zakończeniu dyskusyjnej części spotkania, jak zwykle nastąpiła część rozrywkowo-integracyjna. Wypiliśmy oczywiście parę toastów, aby kolejne spotkanie było jeszcze lepsze :)

Przy partyjce Dixit przydaje się bujna wyobraźnia i odrobina taktyki.


poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Pan Lodowego Ogrodu - Jarosław Grzędowicz

Pan Lodowego Ogrodu był u mnie na liście "chcę przeczytać" od dłuższego czasu. Cały czas jednak znajdowałem wymówki, aby nie sięgnąć po tę książkę; bo jest to seria kilkutomowa, a miałem ochotę na coś krótszego, bo jest to fantastyka, a niekoniecznie przepadam za czymś oderwanym od rzeczywistości, bo miała zaskakująco wysokie oceny, a niekoniecznie musi to oznaczać, że jest dobra. Polska fantastyka wydaje mi się zbyt często przewartościowywana. Czasem bardziej można określić ją mianem "swojskiej" niż dobrej. Tak jakby już za samą tematykę, nawiązania do polskich legend, historii i realiów czytelnicy przyznawali laury. Nazwisk, ani tytułów nie podam, nie chodzi natomiast o serię W. autorstwa A.S., której jeszcze nie miałem okazji przeczytać. Ostatecznie jednak wraz z nadejściem pierwszych upałów lodowy ogród w tytule wydał mi się zachęcający. Skoro Polacy tego lata masowo pojechali nad Bałtyk, to ja podobnie sięgnąłem po polską fantastykę.

W Panie Lodowego Ogrodu autor nie traci dziesiątek stron na opisywanie "o co kaman". Szybkie pakowanie, pożegnanie i wypad na obcą planetę z misją ratunkową. Pierwszym bohaterem jest Vuko Drakkainen, pół Fin, pół Polak, pół Chorwat i pół być może jeszcze ktoś. Połączenie niezwykle interesujące i ubogacające bohatera. Zresztą sami spróbujcie wyobrazić sobie np. połączenie zimnego jak lód Jane Ahonena, profesjonalnego Roberta Lewandowskiego i wybuchowego Mario Mandzukicia :) Vuko jest zwiadowcą, który ma polecieć na planetę Midgaard, sprowadzić stamtąd kilku naukowców, z którymi utracono kontakt i narobić przy tym jak najmniej bałaganu. Midgaard zamieszkują bowiem istoty bardzo podobne do ludzi, posiadające własną kulturę, których rozwój zatrzymał się mniej więcej na naszym średniowieczu. Jakby tego było mało występują tam elementy magiczne, których nie da się pojąć racjonalnie i istoty posiadające moc zmieniania rzeczywistości. Planeta jest traktowana jak swego rodzaju rezerwat i człowiek ma nie ingerować w tamtejsze wydarzenia. Technologia na Ziemi rozwinęła się za to istotnie i na szczęście Vuko nie jedzie na straceńczą misję. Wprawdzie nie dostaje w wyposażeniu spluwy, żeby nie zaburzać równowagi na Midgaard, ale mieczyk, który ma do dyspozycji przetnie wszystko i stanowi skuteczną broń. Przede wszystkim jednak Vuko ma wbudowanego w ciało Cyfrala - pasożytniczy organizm, który podwyższa wszystkie skille (siła, inteligencja, zręczność itp) i czyni z użytkownika prawdziwego herosa. Nie mówiąc już o tym, że pełni też funkcję Google Translatora, dzięki czemu Vuko nie musiał godzinami ślęczeć nad książkami wkuwając słówka z języka kosmitów. Nie powiem, na początku nie podobało mi się, że główny bohater gra w tę w grę na kodach. Na szczęście potem autor wybrnął całkiem ciekawie z tego "trybu superhero".

Jak często bywa w takich historiach misja ratunkowa nie chce iść z płatka, a miejscowa flora i fauna nie wita bohatera transparentami wyrażającymi miłość do bliźniego. Vuko musi wyruszyć w poszukiwania naukowców i zrobić to tak, aby samemu nie musieć być ratowanym. Odwiedzając nowe miejsca, poznając ludzi zamieszkujących Midgaard powoli odkrywa, że ten świat ma tajemnice, których zrozumienie będzie istotne dla wypełnienia misji.   

Pan Lodowego Ogrodu posiada także drugiego głównego bohatera, którego poznajemy w pierwszym tomie. Jest nim Terkej Tendżaruk, mieszkaniec Midgaard i to nie byle jaki, bo następca tronu Imperium Amitraju. Jego opowieść to z kolei dużo ciekawych poglądów na to, czym jest naród, kim powinien być dobry władca, jaki powinien być dobry ustrój. W pewnym momencie przychodzi mu się jednak zmierzyć z innym wyzwaniem i to nie takim do jakiego był przygotowywany.

Raz mamy rozdział opowiedziany z perspektywy Vuko, a raz z perspektywy Terkeja. Oba wątki nie mają jak dotąd (po II tomach) punktów stycznych, domyślam się jednak, że obaj bohaterowie w końcu się spotkają, a historia zazębi się. Dobrze mi się czytało zarówno opowieść Vuko, jak i Terkeja. Ponieważ cykl ma parę tomów, wiadomo, że czasami jeden wątek jest ciekawszy niż drugi, ale w dłuższym dystansie oba trzymają poziom.

Nie ma oczywiście dobrej książki bez porządnych czarnych charakterów. W wątku Vuko jest nim... Nie będę zdradzał jak się nazywa, żeby nie psuć Wam zabawy, ale określenie go słowami "ty chory pojebie" jest jak najbardziej na miejscu. Wróg Terkeja jest z kolei jak dotychczas nie do końca sprecyzowany. Wspomniałem o fanatyzmie religijnym, ale czy sama idea może być określona mianem czarnego charakteru? Złe czyny są ostatecznie dziełem człowieka. Ideologia ma oczywiście przywódców, ale oni są zawsze gdzieś tam wysoko, a zło wyrządzają często najbliżsi sąsiedzi, którym co rano mówiłeś dzień dobry. Historia jest pełna takich przykładów i z takim nieokreślonym póki co czarnym charakterem mamy do czynienia w wątku Terkeja. 

Pan Lodowego Ogrodu wciągnął mnie na tyle, że po przeczytaniu I tomu wziąłem się od razu za II i gdyby nie to, że na najbliższym Czytaj i pij będziemy rozmawiać o Metro 2033, zacząłbym również tom III. Myślę, że nie ma co oceniać całej historii po przeczytaniu połowy. Przykładowo niektóre rzeczy, które nie pasowały mi w I tomie, okazały się całkiem interesujące po przeczytaniu II tomu. Na pewno napiszę moje wrażenia po przeczytaniu wszystkich czterech tomów, ale póki co muszę stwierdzić, że warto było zacząć tę historię.