wtorek, 31 maja 2016

Wielki Kryzys w Ameryce - Murray N. Rothbard

Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o kryzysie, gdyby was nie okłamywano.


Ostatnio czytam głównie książki z zakresu ekonomii. Jest całkiem sporo ciekawych pozycji, które tłumaczą jej podstawy na konkretnych przykładach i zrozumiałym językiem (o niektórych postaram się napisać w przyszłości). Wbrew pozorom nie jest to tak nudne jak się wydaje. Ekonomia to naprawdę bardzo życiowa nauka. Wykresy i wzory matematyczne są pomocne, ale nie stanowią o jej istocie. Ekonomia bada ludzkie zachowania przy produkcji, dystrybucji i konsumpcji dóbr, których jak wiadomo najczęściej jest ograniczona ilość. Kiedyś sławni byli filozofowie, którzy potrafili odpowiedzieć na pytanie: "Jak żyć?". Dzisiaj to samo pytanie zadajemy ekonomistom, którzy stali się dla ludzi filozofami XXI wieku. Warto poświęcić czasem chwilę, aby lepiej zrozumieć to, co dzieje się dookoła nas i ma na nasze życie ogromny wpływ. Warto mieć świadomość, kiedy rządzący próbują wprowadzać rozwiązania, które są dla nas szkodliwe. Wielki Kryzys w Ameryce dotyczy wielkiego kryzysu z lat 30 XX wieku, ale jak wiadomo kryzys mamy i dzisiaj. Wydaje się, że prawie sto lat to dość, by w oparciu o popełnione błędy wyciągnąć wnioski. Niestety, chociaż mieliśmy już kiedyś ekonomiczną zapaść, to sytuacja dalej się powtarza. Co ma na to wpływ?


Wielki Kryzys w Ameryce został napisany przez Murray'a Rothbarda, wybitnego przedstawiciela szkoły austriackiej w ekonomii. W pewnym uproszczeniu można napisać, że głównym założeniem szkoły austriackiej jest sprzeciw wobec nadmiernej roli państwa w gospodarce. Nie wchodząc zbytnio w szczegóły, ingerencja państwa może polegać na czymś co powszechnie jest odbierane raczej negatywnie (nakładanie podatków, ograniczanie dostępu do zawodu), obojętnie (dotowanie, nacjonalizacja przedsiębiorstw) a przez niektórych pozytywnie (zasiłki, ceny minimalne, regulacja wysokości czynszów). Wszystkie te działania są w rozumieniu szkoły austriackiej szkodliwe i zakłócają funkcjonowanie wolnego rynku, który jest gwarancją bogacenia się społeczeństwa.

Wielki Kryzys w Ameryce to książka, która burzy "prawdę" tłoczoną przez lata uczniom do głów na lekcjach historii (sam pamiętam ze szkoły). Wygląda ona mniej więcej następująco: Wielki Kryzys został wywołany przez dziki kapitalizm, nadmierną chciwość ludzi i spekulantów. Bogaci wyzyskiwali biednych przez ustalanie zbyt wysokich cen za swoje towary, których biedny lud nie mógł nabyć. Pracodawcy kazali pracować za miskę ryżu po 12 godzin dziennie, podczas gdy sami opływali w luksusy. Spekulanci kupowali tanio, aby potem sprzedać drogo. I tak dalej i tak dalej. Wolny rynek nie zdał egzaminu, nie był w stanie sam wydobyć się z tarapatów. Na szczęście dla wszystkich dotkniętych kryzysem, do władzy doszedł Franklin D. Roosevelt, który wprowadził New Deal i dzięki interwencji państwa wyprowadził Stany Zjednoczone (a przy okazji całą resztę świata) z kryzysu. Najlepszym przykładem New Deal są państwowe roboty publiczne, wprowadzanie sztywnych cen za określone towary, czy zwiększenie roli związków zawodowych w zarządzaniu przedsiębiorstwem.

Murray Rothbard w swojej książce udowadnia, że cała ta oficjalna wersja o przyczynach Wielkiego Kryzysu w latach 30 XX wieku to delikatnie mówiąc mrzonki. Sam kryzys nie został spowodowany wcale dzikim kapitalizmem, a właśnie mieszaniem się państwa do gospodarki. Roosevelt natomiast swoimi działaniami nie zakończył kryzysu, a przyczynił się do jego przedłużenia i pogłębienia negatywnych skutków.

No dobra, ale co tak naprawdę wywołuje kryzys? To nic innego jak poprzedzający kryzys... boom gospodarczy:) Boom, inaczej cykl koniunkturalny, jest jednak tak naprawdę iluzją, z której w końcu wszyscy budzą się z bolesnym kacem. Państwo poprzez bank centralny sztucznie utrzymuje niskie stopy procentowe, co zachęca banki do ekspansji kredytowej, czyli masowego udzielania kredytów na różne inwestycje. Banki na udzielaniu kredytów zarabiają krocie, dlatego udzielają ich praktycznie każdemu. Chcesz kupić mieszkanie? Proszę bardzo. Chcesz wybudować hotel, fabrykę? Nie ma sprawy. Skoro dają, to ludzie biorą. Jak to w życiu jednak bywa, nie wszystkie inwestycje są trafione. Nagle okazuje się, że ludzie wpakowali pieniądze w coś, co nie jest tego warte. Kredyt jednak dalej trzeba spłacać. Zaczynają się problemy.


Rozwiązanie w takiej sytuacji jest jedno: zacisnąć pasa, zlikwidować nieopłacalne inwestycje i ograniczyć koszty. Co powinien zrobić rząd? NIC. Po prostu nic. Nie ingerować w ceny, płace, pozwolić upaść nierentownym firmom. Ewentualnie ograniczyć się do zapewnienia niezbędnego minimum obywatelom cierpiącym przez masowe zwolnienia. Ograniczyć ingerencję, pozwolić, aby wszystko wróciło do normy. Tymczasem co robi najczęściej rząd? Co z bankami, które bezmyślnie pożyczały pieniądze ludziom, którzy nie byli w stanie ich spłacić albo na inwestycje, które nie rokowały powodzenia? "Banki zbyt duże, aby upaść." Pewnie słyszeliście takie określenie przy okazji ostatniego kryzysu. Rząd niczym dobry rodzic pompuje w banki pieniądze, aby zapobiec ich upadkowi. Zamiast wzięcia odpowiedzialności za nietrafione decyzje, banki otrzymują pomoc. Taką samą otrzymują również przedsiębiorcy, którzy nie przemyśleli do końca swoich planów inwestycyjnych (bo trzeba ratować miejsca pracy). Taką samą pomoc otrzymają również ludzie, którzy brali kredyty w walucie obcej. Za wszystko zapłaci państwo. Państwo, czyli kto?


Czyli FRAJERZY, którzy ciężko pracują, rozsądnie inwestują, nie żyją ponad stan. Zamiast pozwolić, aby chybione inwestycje zostały zlikwidowane, aby zwolnieni pracownicy mogli przejść do branż gdzie naprawdę potrzebni, rząd bawi się w zbawiciela i sypie wszędzie groszem. Temu 500, tamtemu 700.

Wielki Kryzys w Ameryce przedstawia jak rząd wywołał kryzys i jak nieudolnie próbował z nim walczyć. Przykłady wprowadzonych lub proponowanych rozwiązań:

- niszczenie plonów rolników, aby wzrosły ceny za artykuły rolne;
- ograniczenie prawa obywateli do zakupu tańszych i lepszych produktów, przez wprowadzenie wysokich ceł na importowane towary;
- naciski na przedsiębiorców, aby utrzymywały zatrudnienie i wysokie pensje (przy jednoczesnym spadku cen towarów i opłacalności produkcji);
- odmawianie zatrudnienia kobietom, których mężowie już pracowali;
- zachęcanie ludzi do wydawania zaoszczędzonych pieniędzy;
- przymusowe "wakacje bankowe", znane nam ostatnio przy okazji kryzysu w Grecji, kiedy nie można wypłacać z banku zgromadzonych oszczędności
- odgórne ustalanie rodzaju i ilości produkowanych dóbr konsumpcyjnych, :):):) skąd my to znamy?

Wielki Kryzys w Ameryce pokazuje jak działa państwo ogarnięte dziejową misją, które chcąc dobrze robi jednak źle. Państwo, które zaczyna rościć sobie prawa do działania tam, gdzie nie powinno się mieszać. Szerzej napisałem o tym tutaj: http://zakatek-arrasa.blogspot.com/2016/04/prawo-frederic-bastiat.html
Politycy obiecują złote góry, a społeczeństwo się na to nabiera. Nie trzeba być Balcerowiczem żeby rozumieć skąd państwo ma pieniądze, które wydaje. Że jeżeli komuś się coś daje, to komuś trzeba zabrać. Że zobowiązania powinien płacić każdy, a nie tylko wybrani. Kryzys 1929, Kryzys 2008, ciekawe kiedy będzie powtórka? 

poniedziałek, 23 maja 2016

Stan futbolu - Krzysztof Stanowski. Tajemnice boiska, szatni i piłkarskich gabinetów.

Piłka nożna to najważniejsza wśród rzeczy nieważnych. Niedługo odbędzie się Euro 2016 we Francji i znowu przez miesiąc mecze będą u mnie na pierwszym miejscu. Trybunał Konstytucyjny? Szczyt NATO? Polityka? Po co się tym zamartwiać, skoro mogę obejrzeć starcie Albanii ze Szwajcarią albo Walii ze Słowacją. Jeżeli Polacy będą wygrywać i nie skończą turnieju po trzech meczach, zainteresowanie będzie jeszcze większe. Każdy zamieni się w piłkarskiego eksperta. Cała Polska nie będzie rozmawiać o niczym innym.

Fascynacja futbolem zaczyna się zazwyczaj jeszcze w dzieciństwie. Na boisko wychodziło się kiedy tylko się dało, praktycznie każdy młody chłopak grał. Była to świetna zabawa, a zarazem forma rywalizacji. Jedni grali lepiej, drudzy gorzej, ale ci co nie grali najczęściej byli odrzucani przez grupę. Skoro wszyscy grali, to naturalne, że podgląda się tych, którzy robią to najlepiej. Zaczyna się oglądać mecze w telewizji, chodzić na stadiony, niektórzy czytać gazety sportowe i coraz bardziej wgłębiać się w temat. Wśród moich rówieśników zdecydowana większość za najlepszy turniej uważa Mundial we Francji w 1998 r. Nawet brak Polski nikomu nie przeszkadzał. Kilkadziesiąt drużyn i praktycznie każda miała jakąś rozpoznawalną postać. Zidane, Del Pierro, Raul, Bergkamp, Ronaldo i wielu innych. Podziwiało się pięknie grających Brazylijczyków, Holendrów i Duńczyków, trzymało się kciuki za teoretycznie słabszych jak Jamajczycy, czy Japończycy. Zbierałem wtedy album z naklejkami Panini. Za uzbierane grosze kupowało się zestaw z kilkoma naklejkami i z ekscytacją sprawdzało się co tym razem się trafiło. Ale byłem szczęśliwy, gdy trafił mi się Alessandro Del Piero. Za jedną naklejkę z jego podobizną wymieniłem się na chyba 20 innych. Dalej każdy dorastał, ale pasja już pozostała.

Tak właśnie widzą sportową rywalizację Chińczycy. Myślę, że my również, ale z powodów poprawności politycznej nikt tego w Europie nie przyzna. Futbol to wojna!

My, zwykli kibice mamy ogromne szczęście. Pomimo upływu lat dalej odbieramy futbol tak jak gdy byliśmy jeszcze dziećmi. Krzyczymy gdy nasza drużyna strzeli gola, kurwimy na prawo i lewo gdy straci. Gdy drużyna, którą wspieramy wygra coś ważnego to przynajmniej parę dni odczuwamy satysfakcję. Oczywiście zupełnie odwrotnie jest gdy przegrywa. To jest piękne, nawet jeżeli nie do końca racjonalne.
 
Stan futbolu to książka, którą kupiłem w ciemno. Autor - Krzysztof Stanowski jest dla mnie gwarancją dobrej rozrywki. Od Kowala - prawdziwej historii, przez Spalonego i Szamo (pisałem o tej książce w tamtym roku), przy każdej z tych pozycji śmiałem się do rozpuku, wciągałem się w ciekawą historię albo byłem zaskakiwany nieznanymi wcześniej faktami. Chociaż generalnie wolę czytać książki, po które wcześniej jeszcze nie sięgnąłem, do tych powyższych wracałem wiele razy. Nawet żeby przeczytać jakiś losowy rozdział, czy fragment. Myślę, że podobnie będzie ze Stanem futbolu. Wszystkie książki Stanowskiego były napisane z polotem, lekkim piórem, czyta się je bardzo przyjemnie.

Krzysztof Stanowski, dziennikarzem sportowym jest prawie 20 lat (zaczynał w Przeglądzie Sportowym jako czternastolatek!) i widział w tym środowisku naprawdę wiele. Przeczytacie więc o rzeczach, o których wcześniej nie słyszeliście. W przeciwieństwie do nas, zwykłych kibiców, Stano ma do futbolu stosunek bardziej zawodowy. Nie kibicuje żadnej polskiej drużynie, piłkarze nie są dla niego żadnymi herosami, a zwykłymi ludźmi, ze wszystkimi ludzkimi wadami i zaletami. Poza pozycją w branży jaką Stano sobie wypracował, gwarancją dobrej treści jest jego niezależność. Ma własny portal weszlo.com, na którym publikowane są bezkompromisowe opinie o piłkarzach, trenerach i działaczach. Nikt nie mówi mu co ma publikować, a czego nie, o czym wypada pisać, a o czym nie wypada. Chce napisać, że piłkarz jest do dupy? Pisze o tym. Piłkarz się obrazi? Trudno, nie będzie miał okazji odpowiedzieć na zarzuty. Jest poza całym tym towarzystwem wzajemnej adoracji. Dzięki temu weszlo.com stało się oazą prawdziwego dziennikarstwa wśród całej tej słodkopierdzącej papki głównego nurtu.

Kiedy wszystkie media pompowały balonik przed Euro 2012, na weszlo.com bezczelnie burzono atmosferę oczekiwanego sukcesu i wytykano coraz to bardziej irracjonalne decyzje Smudy. Jak się później okazało, całkowicie słusznie.

Stan futbolu stawia pytania, nad którymi zastanawia się pewnie wielu kibiców, a następnie odpowiada na nie. Przykładowo:

Dlaczego piłkarze wcale nie są bogaci?
Dlaczego Franciszek Smuda musiał ponieść klęskę?
Dlaczego nie warto być dziennikarzem sportowym?
Dlaczego zaimponował mi Zbigniew Boniek?
Dlaczego piłkarze nie są lojalni?
Dlaczego nikt nie lubi menadżerów?
i wiele innych.

Poza powyższymi rozdziałami szczególnie podobał mi się także ten o słynnym "Fryzjerze", szefie mafii futbolowej ustawiającej mecze piłkarskie. Na wszystkie pytania Stano odpowiada przytaczając mnóstwo faktów, anegdot. Stan futbolu przeczytałem w trzy wieczory jednym tchem. Książka wróci na półkę, ale jestem pewny, że za jakiś czas znowu po nią sięgnę.

Jeżeli więc jesteście futbolowymi maniakami i zachęceni atmosferą zbliżającego się Euro chcecie kupić jakąś ciekawą piłkarską książkę, polecam właśnie Stan futbolu. Jeżeli nie macie kasy to zgłoście się do mnie, chętnie pożyczę swój egzemplarz ;)



czwartek, 5 maja 2016

Podium polskich lektur maturalnych


Matura 2016 z języka polskiego już za nami. Mam nadzieję, że maturzyści wstrzelili się w święty klucz. Niedawno w Kurierze Lubelskim (www.kurierlubelski.pl/matura-2016/a/matura-z-polskiego-2016-co-bedzie-sprawdz-lektury-z-ostatnich-lat-lista,9943514/) zamieszczono listę wszystkich lektur, które pojawiły się przez ostatnie 10 lat na podstawowej maturze z polskiego. Przedstawia się ona następująco:

Matura z polskiego 2015: "Lalka" i "Ta jedna sztuka"

Matura z polskiego 2014: "Potop" i "Wesele"
Matura z polskiego 2013: "Gloria victis", "Mazowsze" i "Przedwiośnie"
Matura z polskiego 2012: "Dziady", "Lalka" i "Ludzie bezdomni"
Matura z polskiego 2011: "Granica", "Gdy tu mój trup…", "Światło w ciemnościach"
Matura z polskiego 2010: "Świętoszek", "Zdążyć przed Panem Bogiem"
Matura z polskiego 2009: "Chłopi", "Pan Tadeusz"
Matura z polskiego 2008: "Oda do młodości", "Któż nam powróci", "Lalka"
Matura z polskiego 2007: "Dziady", "Przedwiośnie", "Granica"
Matura z polskiego 2006: "Makbet", "Chłopi"
Matura z polskiego 2005: "Potop", "Kordian" 

Z kolei w roku 2016 na maturze z języka polskiego były teksty z "Lalki", "Dziadów" i wiersz Herberta (doświadczenia z lekcji polskiego nauczyły mnie trzymać się od omawiania wierszy z daleka).



Przez ten czas dwa razy powtórzyli się Chłopi, Potop i Przedwiośnie, 3 razy Dziady, a zdecydowanym liderem jest Lalka, która pojawiła się 4 razy. Co sądzę krótko o tych książkach?

Chłopi to była dla mnie dość ciekawa lektura, odmienna od pozostałych omawianych na lekcjach. Zarówno jeżeli chodzi o tematykę, jak i bohaterów. Polska literatura XIX wieku, czy to był romantyzm, pozytywizm czy Młoda Polska, była naznaczona kwestią patriotyczną. Nawet jeżeli jakiś utwór nie dotykał tego problemu bezpośrednio, to walka o Polskę gdzieś się w jakiś sposób przewijała. Akcja Chłopów dotyczy spraw bardziej przyziemnych, z którymi spotykała się wtedy większa część naszego narodu. Wydarzenia nie rozgrywają się na polach bitw, w wielkomiejskich lokalach, tylko gdzieś na zapadłej wsi w Polsce. Z początku wszystko wydawało mi się obce. Sceneria, język, zachowania ludzkie, ale szybko mnie wciągnęło. Polacy to w dużej mierze potomkowie chłopów, albo schłopiałej drobnej szlachty. Warto o tym wiedzieć, dlatego z przyjemnością sobie Chłopów przeczytałem (już po maturze, na plaży w Bułgarii).

Potopu nie zmęczyłem w liceum i jakoś nie ciągnie mnie żeby skończyć teraz. Film oglądałem, fabułę znam, wystarczy mi. Generalnie dobre było wtedy "ku pokrzepieniu serc", dzisiaj jest wiele lepszych powieści historycznych, np. Legion Elżbiety Cherezińskiej o losach Brygady Świętokrzyskiej. Ba, nawet wtedy był polski pisarz, który pisał lepsze powieści z tego gatunku. Nazywa się Ignacy Kraszewski, niestety poza Starą Baśnią jego twórczość nie jest szerzej znana.
A gość to przykład, że o naszych dziejach można pisać ciekawie i bez zbędnego patosu (przy okazji poruszając mniej popularne wątki). Zainteresowanych odsyłam do wpisu o powieści Brühlhttp://arasoweknihy.blogspot.com/2015/09/powiesc-historyczna-w-realiach-saksonii.html

Przedwiośnia nie czytałem, ale obejrzałem film i nawet mi się podobał. Na szczęście w 2007 r. nie musiałem pisać matury na poziomie podstawowym (od razu pisałem rozszerzoną), Zresztą jak przeczytacie za chwilę, brak znajomości lektury nie jest jakimś wielkim problemem :) Zastanawiam się czy przeczytać Przedwiośnie, uważacie, że warto?

Dziady czytałem wszystkie części i wtedy nawet coś w tym widziałem. Dzisiaj jednak chyba by mi się nie chciało tego czytać, podobnie jak Kordiana Słowackiego. Co nie znaczy, że nie lubię dramatów. W tamtym roku przeczytałem kilka dzieł Szekspira i z pewnością sięgnę po kolejne.

No i na koniec wielki lider rankingu - Lalka. Tej książki także nie przeczytałem w liceum, co nie przeszkodziło mi napisać na jej temat rozprawki na maturze :) Ponieważ zawsze jest jakiś fragment książki w arkuszu, a inspirację do napisania na jakiś temat można spokojnie znaleźć w ciekawszych książkach, nie stanowi to jakiegoś wielkiego problemu. Lalkę mimo wszystko przeczytałem rok temu. Książka całkiem niezła, ale nie jestem w stanie zrozumieć uwielbienia dla niej wśród układających arkusze maturalne. Skoro jednak stoi na najwyższym stopniu podium, napiszę o niej co nieco w innym wpisie.

Z szybkich wniosków można jeszcze zauważyć, że bardzo mało jest literatury światowej. Rozumiem, że to jest matura z języka polskiego, ale o zagranicznych lekturach też pisze się przecież po polsku, są omawiane na lekcjach języka polskiego. Nie wspominając o tym, że literatura polska to nie jest jakaś samotna wyspa na środku oceanu i pozostawała pod wielkim wpływem literatury światowej. Chociażby Mickiewicz gdyby nie inspiracja Szekspirem i Goethem, to niewiele mógłby napisać swoich słynnych dzieł. JEDNA pozycja - Świętoszek Moliera spoza autorów polskich to jest jakaś żenada.

O ile dam radę zdzierżyć powyższe, to ciężko nie powiedzieć parę przekleństw na temat wieku dobieranych lektur. Z tej listy powyżej tylko JEDNA książka została napisana po 1915 r. - Przedwiośnie. Cała reszta to prawie w całości wiek XIX. Przypomina mi się Top Wszechczasów Programu III - co roku wiadomo, że na czołowych miejscach będzie Child in time, Starway to heaven, Money for nothing i inne przeboje dinozaurów. Nie mówię, że co stare to złe, może to być nawet genialne, ale jak powiedział kiedyś nasz trener reprezentacji Polski - Leo Beenhakker:

"Wyjdźcie ze swoich pieprzonych drewnianych chatek!".   

piątek, 29 kwietnia 2016

Człowiek, wolność i własność. Prawo - Frederic Bastiat.

"To chyba był ten młody socjalista, dlaczego Bastiatem nie dałaś mu więc w pyska?",  Kelthuz - Karyna song



Według ostatnich rankingów Polska przoduje w produkcji aktów prawnych. W samym 2014 roku weszło ich w życie 1995 - to ponad 25 tysięcy stron maszynopisu. Ktoś kiedyś przyjął założenie, że ustawodawca jest racjonalny i wie co robi. Niestety znaczna część przepisów tworzonych przez parlamentarzystów jest pisana bez większego przemyślenia. Nie tylko zwykli ludzie, ale nawet prawnicy mają problem z ich zrozumieniem. Przede wszystkim jednak państwo z uporem maniaka bierze się za regulowanie rzeczy, od których powinno się trzymać z daleka. Już absolutni władcy epoki oświecenia mieli ciągotki do mieszania się we wszystko co się dało i regulowania każdego możliwego przypadku. Niewiele jednak rzeczy wyrządziło przyszłemu prawodawstwu takiej szkody jak zrobiła to ideologia socjalizmu.



Frederic Bastiat w swoim dziele Prawo rozprawia się ze wszystkimi ułomnościami socjalistycznego myślenia o prawie. Nie jest to rozbudowany traktat filozoficzny zrozumiały tylko dla wybranych. Prawo zostało wydane jako broszura kierowana do zwykłych ludzi – krótka i konkretna. Chociaż Prawo powstało ponad 150 lat temu, niewiele poglądów w nim zawartych zdezaktualizowało się, a patrząc na to jakie były skutki socjalizmu i komunizmu dla państw Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski, można powiedzieć, że było to dzieło prorocze.

Prawo w rozumieniu Frederica Bastiata powinno być sprawiedliwe. Niby oczywistość, ale co tak naprawdę się pod tym kryje? Prawo sprawiedliwe to takie, które chroni trzy wartości. Po pierwsze życie, po drugie własność, po trzecie wolność. Nierozłącznie związane są one z indywidualną naturą człowieka.

Każdy z nas ma naturalne prawa – od Boga – do obrony swojej osoby, swojej wolności, i swojej własności. Te są trzy zasadnicze wymagania dla utrzymania życia, i zachowanie z któregokolwiek z nich jest całkiem zależne od zachowania dwu pozostałych. Czym są nasze uzdolnienia jeśli nie rozszerzeniem naszej indywidualności?”Prawo, F. Bastiat

Każdy człowiek ma prawo do obrony swojego życia, wolności i własności, nawet przez użycie siły fizycznej.  Grupa ludzi na danym terenie organizuje wspólną władzę, aby bronić sprawiedliwości sukcesywnie i dla wszystkich. Państwo ma działać jedynie jako zastępca przy obronie praw jednostki, stosuje wspólną siłę w zastępstwie indywidualnej siły każdego obywatela. Nie muszę cały czas żyć w strachu, że ktoś będzie chciał naruszyć moje prawa, bo oczekuję, że państwo zapewni mi ochronę. Tylko tyle i aż tyle. Tym właśnie powinno być prawo. Niestety dzisiaj mamy do czynienia z kompletną deprawacją i wypaczeniem idei prezentowanych przez Bastiata.

Za zbyt intensywną obronę zdrowia i życia przed bandziorem na ulicy możemy sami zostać ukarani. Musimy myśleć, aby użyć „adekwatnych” środków i grzecznie poczekać aż bandzior sam wykona pierwszy atak (możemy odeprzeć atak, nie możemy go wyprzedzić). Tak właśnie prawo zamiast ofiary faworyzuje przestępcę. My musimy się martwić, zastanawiać się, chociaż ktoś używa siły do ataku, a my dla obrony. Tak wygląda w praktyce obrona życia.

A jak jest z obroną własności? Niestety prawo jest ostatnią rzeczą, która Ci w tym pomoże. Masz swoje mieszkanie i najemca nie płaci czynszu? Nie możesz go tak po prostu wywalić. Musisz spełnić szereg warunków, a nieuczciwy najemca będzie w tym czasie sobie mieszkał i śmiał Ci się w twarz. Przede wszystkim jednak na każdym kroku jesteśmy przez państwo okradani w formie podatków, składek, opłat i innych danin publicznych. Owoce ciężkiej pracy ludzi są następnie przejadane przez pewne uprzywilejowane grupy. Zwykły człowiek z ulicy, który zabiera mi moje pieniądze jest złodziejem, jednak kiedy robi to państwo, nagle wszystko staje się legalne. Legalna grabież. Nie jestem na tyle radykalny żeby postulować zniesienie wszystkich podatków, rozumiem, że państwo musi mieć środki, aby realizować swoje cele. Kiedy jednak czytam, że rocznie około 25 miliardów złotych będzie grabione od jednych obywateli i przekazywane do drugich w postaci programu 500 zł na dziecko, podczas gdy przykładowo na obronność jest wydawane jedynie około 18 miliardów złotych, a na szkolnictwo wyższe około 20 miliardów złotych, trudno nie zastanawiać się, czy wszystko jest w porządku. To jedynie przykład, niczemu nie są winni rodzice korzystający z programu. Powinni jednak sobie zdawać sprawę, że na każdą złotówkę, którą „dostaną”, przypadną pewnie ze trzy, które państwo w różnej formie im zabierze.

W pokera na pieniądze w Polsce nie pograsz. Państwo wie co dla Ciebie dobre.

Wreszcie przechodzimy do największego grzechu socjalistycznego myślenia o prawie. Jest nią nieposzanowanie wolności. Państwo pcha swoje brudne łapska w naszą prywatność i traktuje nas jak małe dzieci. W Prawie doskonale pokazany jest sposób myślenia socjalistycznej władzy o człowieku, jako istoty z natury złej i ułomnej. Wszystko to jednak dla socjalistów żaden problem. Według nich społeczeństwo to bezkształtna masa, którą dzięki przepisom prawa można dowolnie ukształtować. Prawo przestaje być środkiem do ochrony wolności jednostki. Państwo zaczyna się bawić w wychowywanie nas, mówić co jest dla mnie dobre, a co złe. Nie wystarczą rodzice, przyjaciele, społeczeństwo, państwo staje się swego rodzaju „niańką”, która wie co dla nas najlepsze. Chcę napić się piwa na ławce w parku? Nie mogę, bo państwo chce wychować mnie na porządnego człowieka. Chcę żeby moje dziecko uczyło się w domu? Bez nadzoru państwa niemożliwe. Chcę mieszkać w innym mieście? Muszę się grzecznie zameldować. Chcę wyciąć drzewo na swojej działce? Musisz mieć pozwolenie. Chcę zacząć zarabiać na swojej pracy? Nie mogę zanim oficjalnie się nie zarejestruję i nie będę płacił co miesiąc odpowiedniej daniny. Można by tak długo i długo wymieniać. 

Parlament Europejski chce zakazać korzystania z FB i innych portali społecznościowych nieletnim poniżej 16 roku życia. 

Prawo prezentuje ideał państwa, które broni jedynie podstawowych praw człowieka. Państwa, które szanuje indywidualność, wolność i własność. Dzisiaj przepisów jest tak dużo, że zatraciliśmy istotę tego czym jest prawo. Wszystko zostało wypaczone i coś co miało nam służyć, zmieniło się w aparat opresji. Może dzięki lekturze Prawa część z Was uwierzy, że można jeszcze wszystko naprawić. Socjalistom nikt nie dał boskiej mocy. Nie można jednak zaprzeczyć, że to my jako społeczeństwo dajemy im możliwość takiej zabawy w Boga. Pamiętajmy o tym przy najbliższych wyborach.

Na koniec o tym, czym powinno być państwo, wypowiedź osoby, którą podziwiam. Prawo w praktyce, ani utopia, ani relikt sprzed 150 lat :) 


niedziela, 24 kwietnia 2016

Jaka jest Czechia? Zrób sobie Raj - Mariusz Szczygieł

Kto pamięta talk-show "Na każdy temat", który leciał kiedyś na Polsacie? Dzisiaj delikatnie mówiąc "trąci myszką" (patrzcie na to studio i garnitur prowadzącego), ale wówczas był czymś nowym, taką namiastką amerykańskiego late show. Prowadził go Mariusz Szczygieł, początkujący dziennikarz, dzisiaj jeden z guru tego zawodu w Polsce. Jakiś czas temu wyszła jego książka Zrób sobie raj, która opowiada o współczesnych Czechach. Ponieważ mieszkałem tam trochę czasu, bardzo ucieszyłem się z takiego prezentu gwiazdkowego. Przy okazji zmiany skróconej, międzynarodowej nazwy kraju z Republiki Czeskiej na po prostu - Czechię, ten kraj będzie dzisiaj u mnie na rozkładzie.


To jak napisany jest Zrób sobie raj najlepiej opisuje sam autor: "Marzyła mi się książka o moim ulubionym kraju bez napinania się. Żeby nie musiała odzwierciedlać, obiektywizować, syntetyzować. Nie jest obiektywna, nie rości sobie pretensji do niczego. Mówiąc w skrócie - jest to książka o sympatii przedstawiciela jednego kraju do innego kraju.". Czasami nie musząc niczego i do niczego szczególnego nie dążąc można osiągnąć ciekawy efekt. W książce mamy więc najprzeróżniejsze tematy, bardziej i mniej poważne, społeczne i kulturalne, reportaże i zaledwie wzmianki. Chociaż nie, jest jeden temat, któremu Mariusz Szczygieł poświęcił nieco więcej uwagi. To jednak na koniec, a co mamy wcześniej?


Chociażby historię Zbynka Fišera, poety i filozofa, znanego jako Egon Bondy. Postać nietuzinkowa - zagorzały marksista, a jednocześnie opozycjonista tworzący sztukę będącą drzazgą w oku komunistycznej władzy. Wszystko to w czasach najgorszego stalinizmu. Gdy jedynym dozwolonym wtedy nurtem w literaturze i sztuce był socrealizm, on był twórcą... fekalizmu (podstawowe tezy tego nurtu: 1. Wszystko jest gówno warte, 2. Na wszystko się mogę wysrać, 3. Wszyscy mogą mi wylizać dupę). Była to jego odpowiedź na obecne wówczas nachalne propagowanie doktryny marksizmu-leninizmu. Chociaż nie skończył liceum, żył jak przez długi czas jak żul, to nie przeszkodziło mu to zostać wykładowcą na uniwersytecie, szanowanym filozofem i inspiracją dla wielu artystów. Między innymi dla undergroundowego, rockowego zespołu The Plastic People of the Universe, który był z kolei "ulubieńcem" czechosłowackich komunistów w latach 70. Egon Bondy wkurzał więc władzę co najmniej dwie dekady. Miał ciekawe życie i ciekawą... śmierć :)


Albo przybliżenie postaci Davida Černego, współczesnego czeskiego rzeźbiarza. Jego prace są wystawiane w największych światowych galeriach. Jeżeli byliście kiedyś w Pradze to być może widzieliście rzeźbę mężczyzny wiszącego za jedną rękę nad jedną z ulic. Albo rzeźbę wspinającego się dziecka, którą można zobaczyć na praskiej wieży telewizyjnej. To właśnie dzieła Černego. O wielu można powiedzieć, że są dziwne lub kontrowersyjne, ale zawsze z jakimś przesłaniem. Przy okazji same rzeźby są wykonane naprawdę z wielkim kunsztem. Nie znam się na rzeźbiarstwie, ale mi jako zwykłego człowiekowi się podobają.

Taki przystanek autobusowy stworzył Cerny w Libercu
Przy okazji czytania w Zrób sobie raj o Davidzie Černym zdałem sobie sprawę jak wielu ludzi nie potrafi albo nie chce zrozumieć sztuki, na co bardziej kontrowersyjne rzeczy reagując wręcz agresją. Idealnym tego przykładem była zresztą słynna tęcza na Placu Zbawiciela. Černy stworzył swego czasu rzeźbę-fontannę dwóch mężczyzn sikających do basenu w kształcie Republiki Czeskiej. Poza kilkoma skrajnymi grupkami nacjonalistów nikt nie chciał niszczyć rzeźby i wieszać autora. Czy byłoby to możliwe u nas? Według mnie sztuka ma prowokować i dawać do myślenia. Tworząc tylko rzeczy niekontrowersyjne, "ładne", "właściwe" artysta jest nikim więcej jak tylko rzemieślnikiem. Nie jest to oczywiście obraza, tacy ludzie, którzy zaspokajają podstawowe potrzeby estetyczne ludzkości też są potrzebni, ale świat do przodu pchają ci, którzy potrafią burzyć dotychczas utarty sposób myślenia.

Instalacja przedstawiająca stereotypy o poszczególnych państwach UE wywołała niemałe kontrowersje nawet wśród rządów 

Zrób sobie raj prezentuje też kilka innych życiowych tematów z Czechami w roli głównej, chociażby życie rodzinne, czeska polityka, hokej, mentalność zwykłych ludzi, stosunek do zmarłych i pochówków, i wiele innych. Na pierwszy plan wybija się jednak coś co dla nas Polaków, w 90% katolików, najciekawsze. Ateizm i życie bez Boga. W co drugim kościelnym kazaniu słyszymy o tym jakie plagi zejdą na ludzi, na kraj, jeżeli porzucą wiarę i kościół. Jaka część z tego wszystkiego spełnia się w rzeczywistości? Wystarczy spojrzeć na Czechy - kraju gdzie większość ludzi w Boga nie wierzy, albo nie jest on dla nich ważny. Rozmowy Szczygła ze ze zwykłymi Czechami o tym w co wierzą, czym się w życiu kierują, co jest dla nich ważne, pozwalają wyrobić sobie pewien obraz czeskiego życia duchowego. Kilka stron zostało też poświęcone czeskim katolikom. Autor pyta się ich o to, dlaczego wierzą (albo w wielu przypadkach nawrócili się) i jak są odbierani przez resztę społeczeństwa.

Kościół w Pilźnie

Zrób sobie raj to idealne spełnienie założeń autora, czyli przedstawienie Czech jego oczami, ale bez zbędnego filozofowania i stawiania tez. To może już robić czytelnik jeśli tego chce. Najlepiej chyba jednak pojechać pojechać tam na parę dni, niekoniecznie do Pragi i przy jasnym pilsnerze porozmawiać z jakimś Czechem. Ponieważ nasze narody mają różne wady i zalety tematów do rozmów nie zabraknie :)   

Na zdravi!







środa, 20 kwietnia 2016

Bułgaria – klasowy chłopiec do bicia

Prezydent Andrzej Duda jaki jest każdy widzi. Wielu głosowało na niego w II turze i niestety jak do tej pory nie spełnia pokładanych w nim nadziei. Chociaż był kandydatem PiS to jednak posiadał niewątpliwe zalety: prawnik z doświadczeniem wyniesionym z Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, członek Parlamentu Europejskiego, prezentujący wysoki poziom kultury osobistej. Przede wszystkim jednak można było zobaczyć w nim autentyczną chęć działania i troskę o Polskę. Można było mieć podstawy oczekiwać, że sprosta zadaniom prezydenta, które nakłada na niego Konstytucja. Dzisiaj mogę powiedzieć, że Andrzej Duda rozczarował miliony wyborców, którzy mu zaufali. Głównym grzechem pana prezydenta jest oczywiście „brak jaj”, aby postawić  się Jarosławowi Kaczyńskiemu i prowadzić niezależną politykę zgodną z własnym sumieniem i dobrem państwa. Zamieszanie z Trybunałem Konstytucyjnym, bezrefleksyjne podpisywanie przedkładanych mu ustaw i wiele innych spraw zburzyło resztki nadziei, że Andrzej Duda jako prezydent będzie stał na straży Konstytucji. Przypomina mi trochę dobrego i poczciwego chłopaka, który lubi swoją koleżankę z klasy, ale nie robi niczego gdy widzi, jak jego klasowi koledzy ją obmacują i wulgarnie zaczepiają.

Andrzej Duda z bułgarskim premierem Bojko Borysowem

Ale nie o Andrzeju Dudzie chcę dzisiaj napisać tylko o... Bułgarii. Co ma wspólnego nasz prezydent i ten kraj leżący na Bałkanach? Otóż Andrzej Duda wybrał się tam z oficjalną wizytą jako głowa państwa, co nie spodobało się pani Katarzynie Zuchowicz z portalu natemat.pl. Napisała ona artykuł pod tytułem: „Łapówki i bieda, czyli Bułgaria, jakiej nie znacie. Prezydent Duda wzmacnia stosunki z Sofią”. Żeby była jasność, skrytykowała ona nie samą organizację wizyty,  czy jakieś niewłaściwe zachowanie prezydenta w Sofii tylko uwaga… sam fakt, że Prezydent w ogóle złożył wizytę właśnie w Bułgarii. Wydźwięk artykułu jest generalnie taki, że Bułgaria to kraj biedny, skorumpowany, ogólnie mało trendy, a w dodatku… najlepsze zostawię na koniec. Portal Tomasza Lisa od wielu lat dostarcza mi podobnymi artykułami nieprzerwanej porcji śmiechu. „Przecież to ten nawiedzony kłamca Lis, czego Ty oczekujesz?”, usłyszałbym pewnie od wielu osób. Niby prawda, ale podobnie jak Dudę postrzegałem jako polityka na poziomie, tak samo można było powiedzieć kiedyś o Tomaszu Lisie. Było tak dopóki był on jeszcze dziennikarzem, bo później zmienił się w zwykłego klakiera i propagandystę, który utracił kontakt z rzeczywistością. Natemat jest kreowane na portal opiniotwórczy dla wielkomiejskiej elity, ludzi, którzy mają się za lepszych i widzących więcej niż przeciętny Polak. Dlatego chętnie poznęcam się trochę tutaj nad nimi J

Panorama Płowdiwu - miasta w środkowej Bułgarii, które w 2019 r. będzie Europejską Stolicą Kultury

„Wakacje? Owszem, niejeden turysta wyjeżdża stąd zachwycony. Ale z plaży nad Morzem Czarnym nie widać tego, z czym ten kraj boryka się od lat. I nie może sobie poradzić. Dla Brukseli to jeden z najbardziej kłopotliwych, skorumpowanych krajów UE. Dla Polski partner, z którym Andrzej Duda właśnie zacieśnia współpracę.”

Znowu posłużę się szkolnym porównaniem J Klasa 28 osób o profilu „europejskim”, dobre liceum gdzie niełatwo się dostać. Większość to bananowa młodzież z dobrych domów - dobrze ubrani, posiadający najnowsze gadżety. Jest też cześć osób z klasy średniej, ani bogatych, ani biednych oraz kilku biedniejszych uczniów, którzy nie mogą sobie pozwolić na wiele rzeczy. Lepsi uczniowie to bogate kraje UE – Niemcy, Francja, Belgia, generalnie zachód. Bułgaria to taki biedniejszy uczeń. Nie stać go na markowe ciuchy i inne luksusy, gorzej mówi po angielsku, bo rodziców nie stać na korki, w domu też nie zawsze wszystko jest ok. Pani Zuchowicz bawi się tutaj w takiego rodzica Polski, który mówi swojemu dziecku „Nie zadawaj się z tą Bułgarią, bo to biedny dzieciak z blokowiska.” Co z tego, że ten biedniejszy może być spoko gościem, który w przyszłości może coś osiągnąć. Zadawanie się z kimś kto odstaje nie jest też dobrze widziane przez tych „lepszych”. Nie zadawaj się z tą Bułgarią to może pozwolimy Ci czasem wyskoczyć razem z nami do modnego klubu na Powiślu (gdzie oczywiście spędzisz całą noc przy piwku za 15 zł gdy oni będą sączyć kolorowe drinki). Ktoś musi pilnować mojego iPada gdy pójdę do toalety i przynosić mi kolejne shooty.

„Andrzej Duda jest pierwszym od 13 lat polskim prezydentem, który odwiedza Bułgarię. Śmiało można powiedzieć, że przed nim był tu Aleksander Kwaśniewski, a potem długo, długo nikt. Bułgaria była wtedy zupełnie innym krajem, nie należała jeszcze ani do UE, ani do NATO.”

Chciałem przypomnieć autorce, że my również wtedy nie należeliśmy do UE. Czyli kiedy my byliśmy na podobnym poziomie rozwoju to można było przyjeżdżać, ale dzisiaj to „siara”. Potem następuje parę obrazków z Twittera gdzie szyderczo wizytę komentują jacyś nieznani użytkownicy, dziennikarz nie musi się wysilać, wystarczy wrzucić: „teraz już wiemy, w NATO najlepiej rozmawiać z Bułgarią”, „jaki kraj takie wizyty”, mniej więcej takie były reakcje „młodych wykształconych”.
O zgrozo podobnego twitta, ale po angielsku! zamieścił jakiś noname z zachodu. Ale będzie wstyd dla Polski, co oni sobie o nas pomyślą ;) Zaledwie krótki fragment mówi o faktycznych przyczynach wizyty:

„Bułgaria to wschodnia flanka Sojuszu i prezydenci mówili o jej wzmocnieniu. Dlatego, według ekspertów, współpraca na linii Warszawa-Sofia nabiera ostatnio tempa. Zwłaszcza w kwestii bezpieczeństwa. Bo w biznesie – jak pisaliśmy tutaj – polsko-bułgarska przyjaźń kwitnie i coraz więcej Polaków chętnie robi interesy z Bułgarią.”


Pracownicy polskiej ambasady w Sofii czytają wiersze bułgarskiego poety Christo Botewa z okazji Święta Niepodległości Bułgarii - ten gest spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem Bułgarów.

Po chwili wracamy jednak do opisywania celu wizyty prezydenta Dudy w jak najgorszym świetle. Zakała UE, korupcja na gigantyczną skalę, skandale w rządzie, rozbicie polityczne, nisko w różnorakich rankingach – lista grzechów jest długa. Nawet książki rozrywkowe o mafii można tam kupić w sklepie! Porwali jakieś dziecko na ulicy! W ogóle Bułgaria to „mafijne państwo”. Zalew negatywnego PRu mającego pokazać do jak złego państwa wybrał się Duda. Nigdzie nie ma jednak napisane, w jaki sposób te wszystkie rzeczy (nawet hipotetycznie zakładając, że są prawdziwe i autorka nie przesadza) miałyby przeszkodzić w osiągnięciu celów wizyty (zwiększenie współpracy wojskowej, wzrost stosunków gospodarczych pomiędzy przedsiębiorcami z obu krajów, współpraca w sektorze energetycznym). Słowem nie ma wspomniane, że Bułgaria oferuje rozwiązania przyjazne inwestorom, niskie podatki, atrakcyjne nieruchomości, że na tamtejszym rynku polskie firmy mogą być konkurencyjne. A wystarczyło kilka sekund w google, żeby zobaczyć znaczenie rynku bułgarskiego dla Polski:


Być może te wszystkie grzechy Bułgarii nie byłyby takie straszne gdyby nie najpoważniejszy zarzut –  a mianowicie Bułgaria nie chce wpuszczać przez swoje granice imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu. Służby wyłapują osoby nielegalnie przekraczające granice, pomagają im w tym cywilne patrole (a raczej wg. artykuły - bojówki), które robią to za darmo, poświęcając swój wolny czas. W Stanach Zjednoczonych na granicy z Meksykiem funkcjonują podobne i jakoś nikt nie bojkotuje tego kraju. Niestety do Bułgarii nie dotarły jeszcze postępowe idee z zachodu, że powinno się wpuszczać wszystkich. No dobra, dać ewentualnie do podpisu oświadczenie (jak w Belgii), że nie są terrorystami i będą miłować naszą kulturę. W Bułgarii cały czas uważają, że granicę powinno się przekraczać legalnie, tzn. przedstawić się i pokazać zaproszenie. Nie wyobrażają sobie, że w inny sposób można wejść komuś do domu, a Bułgaria to jest ich wspólny dom.


Podsumowując, ten artykuł to nierzetelny paszkwil na Bułgarię, który przy okazji miał zdyskredytować prezydenta. Takie przedstawienie Bułgarii miało pokazać, że prezydent Duda zadaje się z „obciachowym” krajem zamiast z kimś z tego wspaniałego zachodu. Z artykułu wychodzą kompleksy wobec bogatszych krajów, a zarazem poczucie wyższości wobec Bułgarii. Dno dna. Niby standard w natemat i wielu innych mediach. Czytam czasem żeby mieć szerszy pogląd, ale nie jest to przyjemne doświadczenie. Na szczęście jest pewna gazeta, która uważam, że jest obiektywna i trzyma wysoki poziom oraz kilka portali internetowych, które warto czytać. Następnym razem napiszę, dlaczego uważam, że warto je czytać, żeby nie narzekać tylko i nie pisać, że w Polsce nie można znaleźć dobrych treści.

Na koniec jeszcze jeden ładny widoczek z Bułgarii :)


poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Albańska vendetta. Krew za krew - Ismail Kadare

Jest w Europie taki naród, które ciężko włożyć w jakiekolwiek ramy. Nie są ani Germanami, ani Słowianami, ani Latynami. Język, zwyczaje, tradycje różnią się diametralnie od tych powszechnie nam znanych. Ich kraj zupełnie nie liczy się na arenie międzynarodowej. W szkole nie dowiemy się za wiele o jego historii, w dodatku jeździło tam do niedawna niewielu turystów. Ten kraj to Albania!

Pomnik bohatera narodowego Albańczyków - Gjergija Skanderbega

Być może słyszeliście o kilku ciekawostkach na jej temat, np. o ogromnej liczbie Mercedesów na ulicach pomimo, że jest to kraj dość biedny jak na Europę, o wyłamaniu się w czasach komunizmu z zależności od ZSRR i zawiązanie sojuszu z... Chinami, o kilkuset bunkrach wybudowanych na polecenie komunistycznego dyktatora Envera Hodży, wreszcie o ogłoszeniu Albanii pierwszym ateistycznym krajem na świecie. W tym wpisie postanowiłem napisać o obowiązującym wciąż jeszcze w niektórych rejonach Albanii obowiązku krwawej zemsty. Zainspirowany zostałem powieścią Krew za krew, którą napisał Ismail Kadare (albański autor ceniony na świecie, corocznie wymieniany jako kandydat do Literackiej Nagrody Nobla). Krew za krew nie jest obszerną książką, ale przekazuje wszystko prosto i dosadnie (nic dziwnego skoro albańska nazwa kraju Shqipëria pochodzi od słowa Shqipoj oznaczającego mówić otwarcie, krótko i jasno).
   
Albańska gościnność;) Kibice Fk Kukesi wyjaśniają kibicom Legii kim nie są Albańczycy

Nie piszę tego wszystkiego żeby z Albanii się pośmiać albo przedstawić jako jakieś dziwadło. Chciałbym raczej spróbować rozwinąć temat, dlaczego w cywilizowanej Europie ludzie wciąż zabijają się w imię jakichś starych tradycji. Albańczycy to dumny naród, którego korzenie sięgają starożytnych Ilirów. Ich charakter ukształtowały góry oraz wojny toczone z Turkami o zachowanie odrębności. Wbrew temu co powszechnie się uważa, dominującą religią Albańczyków wcale nie jest islam. Jest nią.. albanizm (słowa XIX-wiecznego pisarza albańskiego, Pashko Vasy). I chociaż niekoniecznie zgodziłbym się z nimi np. w sprawie Kosowa, to jednak ich patriotyzm i duma z bycia Shqipëri zasługują na szacunek. Tym bardziej, że Albania jest biednym krajem, poziomem życia są daleko w tyle za Polską, miliony ludzi emigruje do Włoch i Grecji. Gdziekolwiek jednak się znajdą nigdy nie ukrywają tego kim są, nie muszą popadać w jakiś kompleks niższości wobec zachodu. Nie sztuką jest być dumnym ze swojego pochodzenia gdy kraj jest bogaty i wszystko idzie super.

Zog I - ostatni król Albanii (nie licząc włoskiego króla Wiktora Emanuela III po zajęciu Albanii przez Włochy) . Przysięgę koronacyjną składał na Biblię i Koran. W 1938 r. otworzył granice kraju, aby przyjąć Żydów uciekających z hitlerowskich Niemiec przed represjami. Cieszy się wielkim szacunkiem w Albanii.

Specyfika narodu sprawiła, że w Albanii wykształcił się unikalny system prawa zwyczajowego. Powstał w oparciu o wartości, które wyznają żyjący tam ludzie. Jego albańska nazwa to Kanun Leki Dukagjiniego, w skrócie Kanun (od  imienia księcia Lekë Dukagjiniego (1410-1481), który panował w północnej części Albanii). Zasady określone w tym zbiorze praw (przekazywanym przez wieki w formie ustnej) przez lata były podstawowym regulatorem życia społecznego i określały zasady postępowania w stosunku do religii, własności, a także zasady karania przestępstw i troski o honor rodu. Najciekawszym jest jednak to, że powyższe prawo zwyczajowe obowiązywało powszechnie w Albanii aż do XX wieku, a w wielu górskich wioskach nieoficjalnie obowiązuje nawet do dnia dzisiejszego, mając pierwszeństwo przed ustawami uchwalanymi przez albański parlament. Rząd albański od wielu lat dąży do wykorzenienia starych zwyczajów, ale ciężko jest wygrać z czymś co panowało przez wieki. Nie udało się to zresztą nawet reżimowi komunistycznemu, który panował w Albanii w latach 1945-91.

Enver Hodża - komunistyczny dyktator Albanii, staroświeckie prawa były szczególnie ostro przez niego zwalczane. Niewątpliwie był dyktatorem na wzór stalinowski, chociaż nie można mu odmówić przywiązania do własnego narodu. 

Prawo zwyczajowe przetrwało w postaci orzeczeń sądowych w krajach anglosaskich, samo jego istnienie nie jest więc szczególnie kontrowersyjne. Dlaczego albański Kanun jest wyjątkowy? Tym co go wyróżnia jest:

- zasada prymatu honoru rodu nad dobrem jednostki,
- obowiązek gościnności,
- besa (czyli przysięga na honor)

Powyższe zasady stanowią istotę zrozumienia całego procesu „krwi za krew”.
W uproszczeniu wygląda to mniej więcej tak: Kiedy ktoś z danego rodu zostaje zabity, wszyscy jego członkowie zostają okryci hańbą. Honor mogą odzyskać tylko w jeden sposób – pomścić zabitego członka rodziny. Wyznaczają spośród siebie osobę, której zadaniem jest zabić sprawcę. Nieważne, czy ktoś osobiście chce dokonać zemsty. Liczy się honor rodu, bez niego człowiek w albańskich górach jest nikim. Nikt nie wzywa policji, nie ma sprawy sądowej, ludzie biorą sprawy we własne ręce. Z jednej strony można więc mówić o działaniu wbrew powszechnie obowiązującemu prawu, ustanowionemu przez państwo, ale czy można mówić do końca o samosądzie? Cały proces krwawej zemsty jest dokładnie regulowany przez Kanun. Trzeba wyłączyć emocje. Nie ma miejsca na dowolność, a kodeks określa krok po kroku jak ma wyglądać vendetta. Poszczególne etapy można nawet określić mianem rytualnych. Znaczenie ma broń z jakiej się strzela, część ciała w którą musi trafić mściciel, ułożenie ciała po śmierci ofiary i wiele innych kwestii. Czasami bardzo cienka linia dzieli zemstę akceptowaną przez Kanun od zwykłego zabójstwa.


Strzał musi być oddany z zaskoczenia, z bliskiej odległości w głowę (Kanun mówi o strzelbie, więc nie wiem czy w tym przypadku pistolet jest odpowiedni). Ciało ofiary zabójca musi położyć na wznak, strzelbę oprzeć o głowę. 

„Sprawiedliwe” zabójstwo nie może być anonimowe. Rodzina mściciela ogłasza w całej wsi kto zabił i kogo. Starszyzna wioski idzie następnie prosić rodzinę ofiary o besę, czyli gwarancję nietykalności dla zabójcy na pewien okres czasu. Zwykle ród zabitego wyraża na to zgodę. Przez czas trwania besy nikt nie ma prawa skrzywdzić zabójcy pod groźbą hańby dla całego rodu. Ten nie ukrywa się w domu. Uczestniczy w pogrzebie ofiary, idzie za jego trumną, a nawet bierze udział w stypie wśród jego krewnych. W końcu besa kończy się. Nie oznacza to jednak końca krwawego cyklu. Teraz to ten drugi ród może zemścić się na zabójcy z pierwszego rodu. Kiedy i tamten zostanie zabity prawo do krwawej zemsty przechodzi ponownie na pierwszy ród. Niektóre spory trwają tak dziesięciolecia, nikt już nie pamięta od czego się zaczęło, często rodziny nie czują już do siebie nienawiści. Starodawne prawo zwyczajowe karze jednak dalej zabijać, dopóki nie zostanie już nikt po drugiej stronie (jest możliwość przerwania tego łańcucha, ale wcale nie jest to taka prosta sprawa i nie wszystko zależy od zainteresowanych).


Kulla - tradycyjny dom mieszkalny albańskich górali, zbudowany z kamienia. Sam jego wygląd, który przypomina twierdzę, może wiele powiedzieć na temat panującej tam mentalności i realiów. Niektórzy siedzą w takich twierdzach przez wiele lat.

Ismail Kadare bardzo realistycznie przedstawił realia panujące na albańskiej wsi w Górach Przeklętych. Krew za krew przedstawia wydarzenia z perspektywy Gjorga – chłopaka, który został zmuszony do pomszczenia swojego brata, Besiana – literata z wielkomiejskiej Tirany, zafascynowanego i oczarowanego starodawnymi zwyczajami albańskich wieśniaków oraz Mark Ukaczjera – włodarz krwii na zamku księcia Oroszu, urzędnik odpowiedzialny za ściąganie podatku od krwii (nawet od zemsty trzeba zapłacić podatek). Chociaż wydarzenie są literacką fikcją ma się wrażenie, że wszystko jest jakimś reportażem. Nic nie jest przerysowane ani udawane. O tym, że problem jest aktualny świadczą przenikające co jakiś czas wieści z tego kraju. Wiele osób żyje w odizolowanych budynkach ze strachu przed zemstą, czasami własnego domu nie mogą opuścić już od dzieciństwa (w określonych przypadkach zemsta może przejść także na niewinnych krewnych). Krew za krew nie jest książką, która raczy czytelnika tanim moralizatorstwem, każdy wnioski może wyciągnąć sam.

Angielskie (chyba) wydanie książki, tytuł nieco różni się od polskiego

Pomyśleć, że takie rzeczy dzieją się w kraju, gdzie panuje wręcz kult gościnności. Każdy ma obowiązek przyjąć wędrowca pod swój dach i traktować nawet lepiej niż członków własnej rodziny. Musi także zapewnić mu bezpieczeństwo, odprowadzając go po udzielonej gościnie do granicy wioski. Gość zabity na terenie wioski pomimo udzielonej ochrony to hańba dla rodu, którą można zmyć tylko krwią..

Szerzej zainteresowanych albańskim prawem zwyczajowym (nie tylko krwawą zemstą) odsyłam do świetnego artykułu poniżej.


http://etnologia.pl/europa/teksty/zgodnie-z-kanunem-prawo-zwyczajowe-w-albanii.php